Polacy nie są sprawcami, a Niemcy sprawiedliwymi wśród narodów – z posłem i jednocześnie kandydatem do Sejmu RP Arturem Górskim rozmawia Waldemar Maszewski.
Panie pośle czy Pana zdaniem obecne polskie władze wystarczająco są zainteresowane Polonią w Niemczech?
- Od dawna zwracałem uwagę na brak właściwego podejścia rządu do Polonii niemieckiej i szerzej Polonii żyjącej w krajach zachodnich, lecz uwarunkowania niemieckie mają swoją specyfikę. Jest kilka aspektów sprawy. Po pierwsze, MSZ odróżnia starą Polonię, emigrantów politycznych z lat 80-tych, którzy są „ustawieni materialnie” i którym nie trzeba pomagać, od młodej Polonii zarobkowej, którą trzeba wspierać i sprowadzić do Polski, by wzbogaciła polski rynek. Problem polega na tym, że poza jednostkowymi interwencjami MSZ nie ma pomysłu, jak wspierać ludzi wyjeżdżających za pracą do Niemiec, a tym bardziej rząd nie ma koncepcji programu, który otworzy przed tymi ludźmi perspektywy zawodowe w Polsce. Druga sprawa, to brak koncepcji i woli, aby potraktować największe organizacje polonijne jako partnera w realizacji polskiej polityki w Niemczech. Skoro rząd niemiecki nie chce potraktować Polaków, a przecież wielu mieszka w Niemczech od pokoleń, jako mniejszości, skoro rząd niemiecki niechętnie odnosi się do roszczeń i oczekiwań organizacji polonijnych, polski rząd, wsłuchując się w głosy polityków niemieckich, wpisuje się w ich narrację, de facto realizując politykę niemiecką a nie polską.
Obecnie środki finansowe przeznaczone na podtrzymanie więzi z emigracją zostały odebrane z Senatu RP i oddane MSZ. Czy to była dobra decyzja?
- Z perspektywy czasu wiemy, że była to zła, błędna decyzja. Przestrzegałem przed tym krokiem dlatego, że odebranie Senatowi rzeczywistej możliwości wspierania Polonii osłabiło pozycję tzw. Izby Wyższej i zniszczyło sprawdzoną tradycję sięgającą II RP. Ponadto przestrzegałem przed upolitycznieniem procesu dotowania Polonii, co faktycznie się stało. Rząd odbierając pieniądze Senatowi nie ukrywał, że dzięki tym środkom będzie realizował własną politykę. Tylko, co to w praktyce oznaczało? Że MSZ bardzo często wspierał finansowo organizacje polonijne sprzyjające Platformie Obywatelskiej, a skąpił środków organizacjom niezależnym i krytycznym wobec MSZ. A tam, gdzie nie było spolegliwych wobec władzy organizacji, z tych pieniędzy tworzono takie, pod pretekstem kreowania nowych polonijnych liderów. Podjęto próbę uzależnienia organizacji polonijnych od konsulów, którzy w niektórych przypadkach wręcz ręcznie starali się sterować organizacjami i ich prezesami.
Jak powinniśmy walczyć w Europie i w Niemczech o prawdę historyczną? Co zrobić, aby Niemcy lepiej poznali i lepiej rozumieli naszą prawdziwą historię? I w tym miejscu od razu dodatkowe pytanie: jak postępować w przypadku występowania „polskich obozów”?
- Jest to istotny problem w relacjach polsko-niemieckich. Na szczęście w sytuacjach skrajnej patologii, ewidentnego zakłamywania historii i oczerniania Polski, MSZ formalnie reaguje, ale zazwyczaj tylko w odniesieniu do mediów i pod naciskiem opinii publicznej, czyli z pewnym opóźnieniem i dość niekonsekwentnie. To jest takie gaszenie pożarów bez głębszej refleksji, co do przyczyn takich ekscesów, bez szerszej polityki historycznej. Niemcy bowiem mają swoją politykę historyczną, która ma ich usprawiedliwiać, zdejmować z młodych pokoleń Niemców odpowiedzialność za zbrodnie popełnione przez ich dziadków w czasach II wojny światowej, przerzucać ją na inne narody i państwa. I coraz częściej podnoszą się w Polsce głosy, uznawane przez rząd, że są dwie prawdy historyczne, że każde państwo ma prawo do własnej interpretacji dziejów, że historię można traktować wybiórczo. Nie godzę się z takim podejściem, które robi z Polaków sprawców, a z Niemców najbardziej sprawiedliwych wśród narodów świata.
Czy wybór nowego prezydenta RP oraz ewentualna wygrana Prawa i Sprawiedliwości (na co wskazują wszystkie sondaże) jest szansą na poprawę komunikacji niemieckiej Polonii z Polską. Czy możemy liczyć na większą pomoc, tą instytucjonalną, ale także finansową na polskie media, gazety itd.
- Dla Prezydenta RP Andrzeja Dudy Polonia jest niezwykle ważna. Świadczą o tym i jego publiczne wypowiedzi, i dotychczasowe spotkania z Polonią, a przede wszystkim powołanie w ramach Kancelarii Prezydenta biura polonijnego, które ma choćby częściowo wypełnić lukę po Senacie. Prezydent ma ograniczone możliwości finansowe, ale jestem przekonany, że nowy rząd powołany przez PiS będzie bardziej racjonalnie wydawał środki na inicjatywy polonijne i na polonijne media, nie tylko internetowe, ale i papierowe. Media są niezwykle ważne, bardzo integrują polonijne środowiska, przyczyniają się do ich rozwoju, stanowią istotne wsparcie, w tym pomagają w komunikacji. Media świadczą o żywotności Polonii, ale nie koniecznie o ich zamożności, bo zawsze są deficytowe. Dlatego muszą mieć wsparcie ze strony MSZ.
Profesor Bogdan Musiał w jednym z wywiadów stwierdził, że istnieją podejrzenia, iż Polonię w RFN celowo skłócają tajne służby niemieckie. Czy uważa Pan tę informację za możliwą, a jeżeli tak, to, dlaczego tak robią? Jaki byłby cel takich praktyk?
- Nie mamy dowodów, że to są służby specjalne, ale nie ma wątpliwości, że Niemcy „rozgrywają” organizacje polonijne, jedne uznając bardziej i wspierając finansowo z pieniędzy publicznych, a inne mniej, całkowicie ignorując. Z jednymi rozmawiają, a z innymi nie chcą. W ten sposób tworzy się organizacje równe i równiejsze, co prowadzi do konfliktów między organizacjami. I znów mechanizm jest podobny, jak w relacjach z MSZ: jeśli organizacja wpisuje się w politykę niemiecką, jeśli nie ma zbyt daleko idących roszczeń, jeśli jest spolegliwa, może liczyć na niemiecką, symboliczną życzliwość. Tylko musimy się zastanowić, jaka faktycznie jest cena niemieckiej życzliwości i czy warto rezygnować dla tych niewielu Euro ze swojej tożsamości i niezależności.
- Dziękuję za rozmowę.