W proteście przeciwko obecnej polityce rządu, który za wszelką cenę chce sprowadzić do Niemiec dziesiątki (z w zasadzie to setki) tysięcy uchodźców, ludzie zaczynają się buntować i wychodzą na ulice. Pomimo, że nadal większość mediów ustami różnych mniej lub bardziej lewicowych autorytetów próbuje przekonać społeczeństwo, że przyjmowanie uchodźców jest wielkim dobrem i moralną koniecznością, coraz więcej obywateli zaczyna dostrzegać niebezpieczeństwo. Część z nich w akcjach protestacyjnych wychodzi na niemieckie ulice.
Coraz więcej Niemców zaczyna dostrzegać zagrożenia związane z nieopanowanym napływem islamskich imigrantów do ich kraju. Czytając liczne portale społecznościowe można zauważyć, iż zaczynają na nich dominować inne opinie wobec uchodźców niż jeszcze kilkanaście dni temu, coraz więcej Niemców zamiast obowiązkowej i wymuszonej tolerancji zaczyna pokazywać nieufność, lęk a nawet niechęć wobec obcych. Co prawda ciągle nie brakuje lewicowych i liberalnych autorytetów nawołujących do solidarności z uchodźcami, ale opcja ta przegrywa z coraz częściej ujawnianymi obrazkami tego, co rzeczywiście dzieje się wokół miejsc gdzie zgrupowani są imigranci. Już dłużej nie da się ukrywać faktu, że wraz z imigrantami następuje wzrost przestępczości. Ludzie zaczynają się bać o swoje zdrowie i życie.
Uchodźcy zaczynają doskwierać.
Zgłasza się coraz więcej obywateli w różny sposób poszkodowanych faktem obecności w ich miejscu zamieszkania uchodźców. Problemy na pierwszy rzut oka wydają się często niezbyt ważne, ale w obecnej skali coraz większego niezadowolenia stają się poważnym wyzwaniem. Wielu oczekujących na mieszkania komunalne w skali całego kraju skarży się, że lokalne władze albo odmawiają, albo przesuwają terminy oddawania im tych mieszkań, bowiem muszą wypełnić zobowiązania wobec władz federalnych przyjęcia odpowiedniej ilości cudzoziemców. Inni skarżą się, że władze zabierają wielu małym, średnim klubom i stowarzyszeniom sportowym hale sportowe lub sale do ćwiczeń, bowiem w nich także zamierzają umieszczać cudzoziemców. Kluby obawiając się o swoja egzystencję ślą protesty do władz. To wszystko powoduje niezadowolenie i bunt, który ludzie zaczynają pokazywać na ulicach.
Coraz częściej dochodzi do ulicznych protestów.
Tylko w przeciągu kilku ostatnich dni w całych Niemczech doszło do wielu demonstracji ulicznych przeciwko przyjmowaniu nieograniczonej liczby uciekinierów. W berlińskiej dzielnicy Marzan około 1000 osób protestowało przeciwko obecnej polityce imigracyjnej rządu, kilkanaście tysięcy protestowało w tej samej sprawie w Erfurcie, podobnie było przed Głównym dworcem kolejowym (Hauptbahnhof) w Monachium, przeciwko umieszczaniu w ich mieście azylantów protestowali także mieszkańcy Chemnitz. Kilkuset przeciwników polityki imigracyjnej kanclerz Angeli Merkel przeszło ulicami małej miejscowości Buetzow koło Rostoku. Do takich samych akcji protestacyjnych doszło ostatnimi dniami w wielu miastach Meklemburgii Przedmurza i Brandenburgii. Demonstracje odbyły się w Hamburgu, ale także w miejscowościach: Demmin, Burg Stargard, Wismar, Stralsund, Goerlitz czy Kretzschau (Sachsem-Anhalt). Faktem jest, że w kilku miejscach obok demonstracji przeciwko nieograniczonemu napływowi uchodźców gromadziły się przeciwne demonstracje, opowiadające się za ich przyjmowaniem, ale te ostatnie stają się coraz słabsze. Media ciągle jeszcze próbują lekceważyć skalę protestów lub osłabić morale ich uczestników twierdząc, że są to skrajne grupy „Rechtsradikal”. To słowo, które w wolnym tłumaczeniu oznacza bardziej neonazistów niż skrajną prawicę ma spowodować, że wielu obywateli nawet wtedy, gdy są przeciwni polityce imigracyjnej rządu, w obawie przed połączeniem ich z ruchem radykalnym, nie wyjdą na ulicę i pozostaną w domu. Jednak ten manipulacyjny straszak przestaje funkcjonować i w demonstracjach widzimy zwykłych mieszkańców Niemiec, którzy po prostu są przeciwni islamizacji ich kraju.
Waldemar Maszewski