Były socjaldemokratyczny kanclerz Niemiec Helmut Schmidt zmarł 10-go listopada w Hamburgu przeżywszy 96 lat. Prawie do końca swoich dni wszyscy z uwagą słuchali jego politycznych komentarzy dotyczących spraw wewnętrznych oraz międzynarodowych. Decyzją burmistrza miasta oraz fundacji zarządzającej majątkiem byłego kanclerza w jego domu rodzinnym w dzielnicy Langenhorn zostanie zorganizowane muzeum.
Odszedł ważny dla Niemiec człowiek, który prawie do końca zabierał głos w wielu istotnych wewnętrznych oraz międzynarodowych sprawach, ważnych nie tylko dla Niemiec, ale także dla Europy w tym także dla Polski. Całe swoje życie mieszkał w Hamburgu w domku jednorodzinnym przy ulicy Neubergerweg 80. Dom ten przez dziesięciolecia był nie tylko miejscem zamieszkania Helmuta Schmidta i jego żony Loki Schmidt, ale był także świadkiem wielu znaczących wydarzeń politycznych i historycznych. W tym właśnie mieszkaniu Schmidt najczęściej gościł polityków z całego świata, z którymi wielokrotnie uzgadniał istotnie sprawy polityczne. Do dzisiaj sąsiedzi byłego kanclerza wspominają, że doskonale wiedzieli, kiedy do domu Schmidta przyjedzie ktoś ważny, bowiem wcześniej pojawiali się policjanci i inne służby. Wszystko sprawdzali, zaglądali w każdy kont gdy pilnowali bezpieczeństwa gości kanclerza. Często zdarzało się, że zamykali całą ulicę, ale to tylko wtedy, gdy goście należeli do najwyższej półki – opowiada mediom sąsiad Erwin Moeller i dodaje, że w latach 70-tych i 80-tych często musiał do pracy iść inną okrężną drogą.
Do znanych polityków, którzy byli gośćmi kanclerza i jego żony należeli m.in.: Leonid Breżniew, Japoński premier Takeo Fukuda, włoski premier Giulio Andreotti, szef amerykańskiej dyplomacji Henry Kissinger, czy francuscy prezydenci Francois Mitterand i Valerie Giscard d’Estaing. Helmut Schmidt zawsze tłumaczył, że w prywatnej atmosferze, w familijnym gronie, w salonie, przy dobrej kawie i koniaku zawsze można szybciej dojść do porozumienia niż w oficjalnych rozmowach gabinetowych. Schmidt słynął z tego, że nie stronił od kontaktu ze zwykłymi mieszkańcami Hamburga, owszem miał ochronę, ale często szedł do ludzi z którymi chętnie rozmawiał. W 1978 roku podczas wizyty Breżniewa do legendy przeszło zdziwienie sekretarza KPZR gdy zobaczył, że niemiecki kanclerz mieszka w normalnej dzielnicy mieszkaniowej, co prawda chronionej przez służby, ale dyskretnie i niewidocznie. W tamtym okresie sowieccy przywódcy (podobnie jak i polscy) odgradzali się od ludzi nie tylko zasiekami i płotami, ale także kordonem uzbrojonej po zęby milicji.
Mniej polityczną cechą byłego kanclerz było jego zamiłowanie do papierosów, z którymi nie rozstawał się nigdy, chyba, że spał. Wypalał po kilka paczek najmocniejszych papierosów dziennie, nie przyjmował się także żadnymi zakazami w tej materii. Zaproszony do studia telewizyjnego pomimo oficjalnego zakazu palenia, zawsze otoczony był kłębami dymu ze swojego papierosa. Mawiał wtedy, że jeżeli chcą go gdziekolwiek zapraszać, to muszą zaakceptować jego nałóg. Kwestia ta wzbudzała wiele emocji i oficjalnych protestów ekologów, ale zawsze górą był Helmut Schmidt, którego wszyscy zapamiętają z palącym się papierosem w ręku. Podczas jednego wywiadu wypalał kilka papierosów. Podobno przestał palić w tym roku, gdy skończył 96 lat.
Waldemar Maszewski