Niemieccy politolodzy zastanawiają się, czy Angela Merkel wygrała, czy przegrała wielki sprawdzian, jakim były niedzielne wybory lokalne do trzech landów. Odpowiedz jest wyjątkowo trudna, ale większośc ekspertów skłania się ku tezie, że chociaż partia CDU straciła wyborców, to sama pani kanclerz pozostała jednak zwyciężczynią. Teraz analitycy zastanawiają się, czy jest to wszystko kwestią z góry ułożonej strategii, czy raczej przypadku.
Fakty są następujące: W niedzielnych wyborach do parlamentów Badenii-Wirtembergii, Nadrenii-Palatynatu i Saksonii-Anhaltu partia CDU – według pierwszych szacunkowych danych powyborczych – poniosła znaczne straty; sukces natomiast odnieśli przeciwnicy nieograniczonego przyjmowania imigrantów z partii Alternatywa dla Niemiec (AfD). Jedno jest pewne: polityka imigracyjna Angela Merkel, – czyli polityka otwartych drzwi z jednej strony spowodowała duże zawirowania w samych Niemczech oraz oczywiście w Europie, ale z drugiej strony jej osobista determinacja i wytrwałość w zapraszaniu uchodźców (pomimo, iż źle przyjęta w innych europejskich krajach) wśród wielu Niemców przysporzyła jej sympatyków. Rozmawiając z Niemcami z jednej strony słychać, przeciwników kanclerz i jej pomysłów, ludzie krytykują Merkel za brak logiki w przyjmowaniu uchodźców, ale z drugiej strony u wielu ludzi coraz większy respekt wzbudza fakt, że kanclerz trzyma się swojego zdania. Chociaż trudno to zrozumieć, ale wielu Niemcom podoba się, że to ich kanclerz nie obawiając się nikogo innego w Europie potrafi forsować i to w miarę skutecznie swoje (czytaj niemieckie) racje. Ponadto część niemieckich mediów twierdzi, że dla Merkel jej humanitarny image (przyjmujemy wszystkich uchodźców) jest ważniejszy i wizerunkowo skuteczniejszy niż nawet realna pomoc udzielana imigrantom. Gazety piszą: Niemcy, jako jedyne pozostały humanitarnie czyste, prawie wszyscy: Węgry, Austria, Słowenia, Macedonia budują płoty ograniczają wjazd dla uchodźców … tylko ich kraj pozostał czysty. Wbrew pozorom to dla dużej grupy niemieckich wyborców ma ogromne znaczenie. I to pani kanclerz doskonale wie.
Nadal zdecydowana większość obywateli popiera Merkel.
Dziennik „Die Welt” także nie ocenia obecnej sytuacji Merkel, jako zdecydowanie przegranej. Redaktor Naczelny tego dziennika Stefan Aust twierdzi, że kanclerz niedzielny disaster już wkrótce przekuje w kolejny sukces. Jego zdaniem Merkel widząc, iż formuła wielkiej kolaicji stopniowo się wyczerpuje, zaczyna sondować możliwość zawarcia czarno/zielonej kolaicji. Najpierw na poziomie landu, ale później w najbliższych wyborach, ale już parlamentarnych w 2017 roku, na poziomie federalnym. O tym, że Angela Merkel uratuje swoja pozycję po klęsce wyborczej CDU piszą także inne niemieckie gazety. Oczywiście nawet dla własnych wyborców jej polityka imigracyjna jest dużym obciążeniem, ale prognozy o jej szybkim końcu chyba są przedwczesne. Paradoksalnie przegrana w landzie Nadrenii Palatyna z jednej strony jest porażką chadeków, ale jednocześnie także politycznym zwycięstwem Angeli Merkel. Gdyby i to z dużą przewagą, co nie wydawało się wcale takie niemożliwe, w tym landzie wygrała Julia Klockner, uznana przez wielu za poważną kandydatkę i konkurentkę Merkel do fotelu kanclerskiego, to jej pozycja by znacznie spadła. Ale stało się inaczej i w tym landzie wygrała SPD, więc marzenia pani Kloeckner o zastąpieniu Angeli Merkel natychmiast zostały rozmyte. Także Horstowi Seehoferowi nie udało się wykorzystać chwilowych słabości Merkel i wykreować swojej postaci na nowego szefa chadeków. Czyli na razie Merkel trzyma się mocno i chociaż przyznała po wyborach, że był to ciężki dzień dla CDU, to nadal zamierza kontynuować swoją politykę. W tym wypadku nie pomagają ani protesty uliczne, ani żądania korektury polityki imigracyjnej wygłaszane przez Horsta Seehofera. Merkel powtarza ciągle „Musimy wypracować wspólne europejskie rozwiązanie”, co oznacza, że ciągle wszyscy razem ponosimy odpowiedzialność za imigrantów.
Merkel nie zmienia poglądów.
Podczas wystąpienia w środę w Bundestagu w oświadczeniu rządowym przed szczytem w Brukseli, kanclerz ponownie zaapelowała o europejską solidarność w kwestii rozwiązania kryzysu imigracyjnego, za co otrzymała oczywiście brawa. Ponownie zażądała podziału uchodźców we wszystkich krajach i jednocześnie opowiedziała się za uszczelnieniem zewnętrznej granicy unijnej. Oczywiście Merkel liczy na pomoc Ankary, którą z mównicy parlamentarnej jak nigdy dotąd chwaliła. Ale z Turcją może mieć kłopoty, bowiem władze tureckie składają coraz większe żądania, a po drugie politycy CSU wcale nie chcą dawać wszystkim Turkom możliwości bezwizowego ruchu po Unii Europejskiej. Merkel dzisiaj w Bundestagu dała Turkom nadzieję zbliżenia do Unii ale pod warunkiem wypełnienia wielu warunków i prowadzenia dialogu z zachodem. Pani Merkel jak zwykle teoretycznie mówiła w niemieckim parlamencie, jako niemiecka kanclerz, ale tak w rzeczywistości z jej tonu i treści przemówienia jasno wynikało, że mówi w imieniu wszystkich, a bez spełnienia jej żądań żadne rozmowy z Ankarą nic nie dadzą. Już zapewniła, że kwota 3 miliardy euro to jest tylko propozycja pierwszej raty na kwestie związaną z uchodźcami. Nie podała jednak górnej granicy jaką może otrzymać Turcja. Poza tym wielu prawników już teraz jest zdania, że planowana umowa z Turcją i jej rozwiązania związane z rozdzielaniem uchodźców najprawdopodobniej będą sprzeczne z unijnym prawem. Ale w tyj chwili to nikogo – przynajmniej w Bundestagu i w rządzie federalnym – nie obchodzi.
Jednak chadecja przegrała.
Obojętnie jak podejdziemy do obecnej sytuacji samej kanclerz, to nie ulega wątpliwości, że zarówno CDU, jak i SPD, czyli największe partie i w dodatku partie rządzące w wielkiej koalicji zdecydowanie przegrały. Wyborcy pomimo wielu starań zarówno oficjalnych władz, jak i mainstreamowych mediów w większości nie dali się zmanipulować i zauważyli zagrożenie wynikające z niekontrolowanego przyjmowania uchodźców. W efekcie wielki sukces odniosła anty unijna i anty emigrancka partia Alternatywa dla Niemiec (AfD), która we wszystkich landach po raz pierwszy uzyskała dwucyfrowy wynik wyborczy. W Badenii Wirtembergii – ponad 15 proc, w Nadrenii Palatynacie – prawie 13 proc. Natomiast w Saksonii Anhalt z ponad 24 procentami uplasowani się na drugim miejscu ulegając jedynie i tak w sumie przegranej CDU. AfD uzyskała dobry wynik, bo okazała się jedyną poważną partią, która powiedziała zdecydowanie NEIN dla uchodźców.
Eksperci nie mają wątpliwości, że tak zły wynik wyborczy wielkich partii CDU i SPD jest efektem coraz większego niezadowolenia społecznego z prowadzonej przez władze polityki wobec zapraszania do Niemiec cudzoziemców. Coraz więcej ludzi żąda natychmiastowej zmiany, lub szybkiej korekty polityki imigracyjnej, w której na razie ciągle jest mowa o „otwartych drzwiach”. Jednak Angela Merkel nawet po porażce wyborczej w niedzielę powtarza jak mantrę „Wir schaffen das”, – w co nie wierzy już coraz więcej obywateli. Media biorąc pod uwagę jej upór w kwestii uchodźców, nazwały Merkel pianistką z Tytania, która gra do końca w swojej orkiestrze nawet po zderzeniu ze górą lodową.
Mamy do czynienia z podziałem społeczeństwa.
Coraz większa grupa publicystów, politologów oraz zwykłych ludzi dostrzega, że zaczynamy mieć do czynienia w Niemczech ze zjawiskiem dotychczas, jeżeli nie mało znanym, to na pewno nie tak jaskrawym, mianowicie z podziałem obywateli, na tych, co stoją murem za polityką Merkel i na tych, którzy są zdecydowanie przeciwni. Tych drugich ciągle jest na razie mniej, ale sytuacja jest dynamiczna i wszystko może się zdarzyć. To się odbiło także w preferencjach wyborczych i Niemcy stają się krajem kolorowym, czyli krajem, gdzie do głosu dochodzą wyborcy nie tylko zwanej czarną CDU czy różowej SPD. Dzieje się tak dlatego, że Niemcy stopniowo przestają być gościnni, tym bardziej, że codzienne doniesienia prasowe, (pomimo, iż ciągle są racjonowane) bezsprzecznie dowodzą, że wraz ze wzrostem uchodźców, rośnie liczba przestępstw. Wspomnę jedynie o Hamburgu, gdzie zeszłym roku na terenie miasta nastąpił znaczny wzrost przestępczości. Zarejestrowano o 20 proc. więcej włamań do mieszkań, o 12 proc. więcej przestępstw z udziałem dilerów narkotyków, 40 proc. więcej napadów i napadów rabunkowych. Nikt oficjalnie nie twierdzi, że czynów tych dokonywali imigranci, ale faktem jest, że okres wzrostu przestępczości jest tożsamy z pojawieniem się na tym terenie zalewu uchodźców z Afryki Północnej.
Dla wszystkich jest jasne, że obecny kryzys imigracyjny zdecydowanie kształtuje niemiecką politykę wewnętrzną i chociaż możemy mieć różne scenariusze wydarzeń, to zmiany u naszych zachodnich sąsiadów już są i będą jeszcze większe. Musimy pamiętać, że rząd RFN potwierdza oficjalne liczby, że do 2020 roku do Niemiec przybędzie w sumie 3.6 miliona uciekinierów, chociaż wielu ekspertów twierdzi, że jest to liczba znacznie zaniżona. A taka liczba może mieć zasadniczy wpływ zarówno na politykę, jak i na nastroje społeczne.
Waldemar Maszewski, Hamburg.