Niemiecki rząd przyznaje, że decyzje podjęte podczas warszawskiego Szczytu NATO były konieczne, ale wielu polityków zaraz dodaje, że niosą ze sobą niebezpieczeństwo rozpętania zimnej wojny. Niemiecka kanclerz w dalszym ciągu potwierdza konieczność rozszerzenia wschodniej flanki i budowy tarczy antyrakietowej, lecz zaznacza, iż ciągle należy prowadzić wspólne z Rosją daleko posunięte rozmowy. Natomiast cała opozycja oraz politycy z drugiego rzędu nie zostawiają wątpliwości, że ich zdaniem decyzje Państw Sojuszu Północnoatlantyckiego podjęte w Warszawie nie zwiększą bezpieczeństwa a jedynie sprowokują Władimira Putina do zwiększenia zbrojeń.
Dziennik „Express” z Kolonii już w nagłówku zadaje prowokujące pytanie: Czy natowskie decyzje oznaczają teraz powrót zimnej wojny na wschodniej granicy? Dziennik „RP-online” obawia się nowej konfrontacji zbrojnej z Rosją pisząc, że szczyt natowski długoterminowo zaognił antyrosyjską retorykę, choć krótkoterminowo obydwie strony testują sygnały porozumienia z przeciwnikiem. Zdaniem komentatora tego dziennika decyzje szczytu natowskiego jedynie przybliżą nas do zimnej wojny, do której jest blisko od 2007 roku, kiedy to w Monachium Władimir Putin w zasadzie po raz pierwszy zaczął straszyć zachód tym określeniem. Niezadowolenia ze szczytu nie kryje lewicowy dziennik „Junge Welt”, który zarzuca sojuszowi NATO, że niepotrzebnie zrobił z Rosji oficjalnego wroga.
Co interesuje niemieckie media w trakcie szczytu?
Część niemieckiej prasy niewiele pisała o samym warszawskim szczycie, lub jego osiągnięciach, ale za to dużo miejsca poświęciła na drugorzędnie i nieistotne kwestie, których poruszenie dawało jednak możliwość ponownego zaatakowania polskiego rządu i polityków Prawa i Sprawiedliwości. I tak „Bild Zeitung” niezbyt obszernie relacjonował tak istotne wydarzenie jak szczyt NATO, ale drobiazgowo tłumaczył swoim czytelnikom jak to – ich zdaniem – polskie prorządowe media celowo zmieniły słowa wypowiedziane w Warszawie przez Baracka Obamę. Tym samym zastępczym tematem zajął się hamburski tygodnik „Der Spiegel”, czy także „Hamburger Abendblatt”.
Dziennik „Bild” znalazł miejsce na inny „ważny temat” – wiedząc, iż obecny rząd zamierza rozliczyć wszystkich tych, którzy łamali prawo w poprzedniej kadencji, już teraz z dużym wyprzedzeniem przygotowuje czytelników do obrony ekipy Tuska. W korespondencji z Warszawy gazeta informuje, że Polska opozycja zaraz po natowskim szczycie i po zbliżającej się wizycie Papieża, zacznie rękami Zbigniewa Ziobro masowo aresztować ludzi z opozycji. „Oni tylko czekają aż zakończy się papieska wizyta w Polsce i od razu przystąpią do masowych aresztowań” – pisze bulwarówka „Bild” opierając się na informacjach uzyskanych od Hanny Gronkiewicz Waltz. Oczywiście żaden niemiecki dziennikarz nie pofatygował się, aby opisać niemieckiemu czytelnikowi ogrom korupcyjnych afer, jakich dokonywali politycy politycznie związani z Donaldem Tuskiem, im musi wystarczyć złowieszcza informacja o fali aresztowań, która ma jeszcze bardziej zwiększyć strach i nienawiść do PiS-u. nachium Wladimir Putin w zasadzie po raz pierwszy zaczął straszyć zachód tym ok
Liczą na dialog z Rosją.
Rząd Angeli Merkel bardzo liczy na to, iż podczas najbliższej Rady NATO-Rosja uda się z Putinem znaleźć wspólny język. Niemieccy politycy nie ukrywają zadowolenia, iż już trzy dni po szczycie w Warszawie kraje sojuszu spotkają się z rosyjskimi reprezentantami. Tematem rozmów ma być m.in. konflikt na Ukrainie oraz agresywna polityka Moskwy. Ten ostatni temat nie podoba się ani Rosji ani niemieckim politykom, którzy woleliby już nie zaogniać wzajemnych relacji. Pułkownik w stanie spoczynku Wolfgang Richter w jednym z wywiadów stwierdził, iż ma nadzieję na zdecydowana poprawę wzajemnych relacji na linii NATO – Rosja, które są nieodzowne, aby skutecznie wałczyć o pokój na świecie. Politolog Susan Steward także jest zdania, że konieczny jest dialog z Moskwą, chociaż jednocześnie przyznała, że podjęte decyzje podczas szczytu są słuszne i stanowią pożyteczną płaszczyznę do dialogu. Niemiecki dyplomata Wolfgang Ischinger, który był współpracownikiem Sekretarza Generalnego ONZ Kurta Waldheima, a obecnie jest szefem Monachijskiej Konferencji Polityki Bezpieczeństwa, także wielokrotnie przestrzegał przed „rozpychaniem” się NATO i wpychaniem Rosji do kąta. Już kilka lat temu Ischinger w rozmowie z nami wspominał o konieczności stworzenia szerokiego systemu wspólnego globalnego euro-atlantyckiego bezpieczeństwa, do którego zostanie włączona Rosja. „Mamy wiele wspólnych interesów z tym krajem, w wielu sprawach idziemy w tym samym kierunku” – mówił wtedy Ischinger, który dzisiaj nadal powtarza, iż bez Rosji nie da się odbudować pokoju na świecie. Niemiecki generał w stanie spoczynku Harald Kujat jest zdania, że dialog z Moskwą jest konieczny, poza tym Kujat nie wierzy w to, że Rosja byłaby zdolna do zaatakowania jakiegokolwiek kraju natowskiego. Były ambasador Niemiec w Rosji, Ernst Joerg von Studnitz także uważa, że tylko wspólna koegzystencja ma przyszłość.
Po co nam NATO?
Większość niemieckich polityków jest niechętna decyzjom NOTO aby budować tarczę antyrakietową i rozszerzać wschodnią flankę. Niejednokrotnie dawali temu przykład publicznie, jak chociażby w Bundestagu tuż przed samym szczytem. Posłanka lewicy Sara Wagenknecht zastosowała kuriozalne porównanie przypominając napad Niemiec na Rosję w roku 1941. Jej zdaniem obecne stacjonowanie wojsk niemieckich przy niemieckiej granicy przypomni Rosjanom o tych tragicznych dniach, do czego nie powinniśmy dopuścić – stwierdziła Wagenknecht, dla której budowa w Rumunii i w Polsce tarczy antyrakietowej oraz rozszerzenie wschodniej flanki jest jawną prowokacją Putina. W podobnym tonie wypowiadali się także parlamentarzyści Zielonych oraz duża część socjaldemokratów. Straszenie w niemieckich mediach niepotrzebnym zbrojeniem się zachodu oraz zapewniania, że Putin to demokrata, przynosi wymierne efekty. Według najnowszych badań opinii publicznej ponad 65 proc. Niemców boi się powrotu zimnej wojny, jaka może wybuchnąć w konsekwencji takich działań jak: zbliżanie natowskich wojsk do rosyjskich granic, budowanie w Środkowej i Wschodniej Europie tarczy antyrakietowej, czy niepotrzebne prężenie muskułów, jak w przypadku manewrów „Anakonda 2016”. Propaganda działa w Niemczech na wysokich obrotach.
Waldemar Maszewski, Hamburg.