Agresja Rosji na Ukrainę, a konkretnie reakcja na nią państw członkowskich pokazały silne podziały w łonie Unii Europejskiej, a zarazem słabość Unii Europejskiej budowanej w oparciu o ideologię Altiero Spinellego. Tymczasem coraz częściej pojawiają się pomysły utworzenia superpaństwa z europejską armią w miejsce wojsk narodowych. Jak Pan je ocenia?
Prof. Romuald Szeremietiew: To jest pomysł nie do zrealizowania. Jeżeli spojrzymy na to, w jaki sposób Unia Europejska jako całość, jako funkcjonująca instytucja zajmuje się kwestiami bezpieczeństwa UE, to zwróćmy uwagę, że w Unii nawet nie ma aktualnej strategii obronności. Zdaje się, że jest jakiś stary dokument, który nie został nigdy zrewidowany lub uaktualniony. Jak pamiętam, pierwszym zamiarem było stworzenie funkcji wysokiego przedstawiciela UE ds. zagranicznych i ds. bezpieczeństwa. Ten drugi przedstawiciel nigdy nie został powołany. Siły zbrojne, armia, to jest instrument bardzo specyficzny i on jest w dyspozycji rządów państw narodowych. Trudno sobie wyobrazić, żeby na poziomie UE można było stworzyć jakąś inną formułę, żeby budować armię. Chyba że byłoby to w kolizji ze strukturami natowskimi. NATO jest zorganizowane właśnie w ten sposób, że po pierwsze jest zagwarantowana podmiotowość państw członkowskich, które w NATO uczestniczą i jest wspólna wizją, jeśli idzie o to, jakimi zasadami Sojusz ma się kierować. Dopiero do tej wspólnoty następuje wkład poszczególnych państw. Natomiast jeżeli idzie o Unię Europejską, to nie ma nawet cienia jakiegoś modelu, żeby można było coś takiego stworzyć.
Jest jeszcze kwestia dowództwa i szybkości reakcji.
Tak. Oczywiście.
Czy przekształcenie Unii Europejskiej w superpaństwo i stworzenie ponadnarodowych struktur wojskowych sprawiłoby problemy, jeśli chodzi o te kwestie?
Ogromne. Struktury wojskowe, żeby były skuteczne, muszą być zorganizowane w określony sposób i w określony sposób funkcjonować. Jest trudne do wyobrażenia, żeby w unijnej rzeczywistości udało się zrobić to, co jest wymagane od struktur wojskowych.
Pandemia pokazała, że KE reaguje na kryzysy z wielomiesięcznym opóźnieniem. Czy przeniesienie zatem centrum dowodzenia do Brukseli nie sparaliżowałoby działań obronnych w sytuacji ewentualnej agresji Rosji czy innego państwa?
Oczywiście, że tak. Poza tym jest zawsze kwestia taka, że realizuje się pewne rozwiązania, organizuje pewne struktury, jeżeli występuje potrzeba, żeby coś takiego zrobić. Mamy Sojusz Północnoatlantycki, który działa i funkcjonuje dobrze. Powstaje, wobec tego pytanie: “Po co budować na terenie Europy kolejną strukturę?”. Przecież większość państw UE należy również do NATO.
Czy po przekształceniu w superpaństwo UE byłaby w stanie uzbroić się adekwatnie do sytuacji i potrzeb, biorąc pod uwagę dotychczasowe praktyki?
Europejskie superpaństwo to jest fantazja i rodzaj science fiction. Nie ma możliwości zbudowania takiego superpaństwa na terenie Europy. Nie możemy tego porównywać ze Stanami Zjednoczonymi, które faktycznie są federacją stanów, ale jednocześnie mają strukturę państwa jednolitego, również, jeśli chodzi o siły zbrojne. Unia Europejska to są różne państwa, różne narody, różne języki, różne tradycje i różne interesy. Przecież problem, który w tej chwili mamy w Unii Europejskiej polega na tym, że interesy jednego czy dwóch państw – Niemiec i Francji – są realizowane również poprzez struktury unijne. To budzi różnego rodzaju kontrowersje, napięcia i trudności. Na tym tle doszło do brexitu. Moim zdaniem nie ma takiej możliwości. Jest to fikcja i dziwny zresztą pomysł. Kiedyś komuniści usiłowali stworzyć Związek Radziecki, który się ostatecznie rozpadł, a w przeciwieństwie do Unii Europejskiej, rosyjscy komuniści mieli przemoc w swoim ręku. Mogli więc siłą wymuszać podporządkowanie poszczególnych narodów, w tym narodu polskiego. Okazało się, że nie dali rady. To zbankrutowało. Próbuje się stworzyć wzorzec jedności ponad tym, co w Europie ma swoją tradycję i historię oraz ponad różnorodnością interesów. Problem, który w tej chwili jest zasadniczy, jeżeli idzie o Unię, jest taki, że ludzie, którzy mają wpływ na to, jak ta Unia ma funkcjonować, zaczadzeni pomysłem federacji, odeszli od tego, co było założeniem, kiedy budowano Zjednoczoną Europę, kiedy to robili tacy politycy, jak Schuman, de Gasperi i Adenauer kiedy sięgano do wspólnego korzenia, jakim jest chrześcijaństwo. Na tej podstawie budowano tę jedność, zresztą początkowo jak wiadomo tylko w sferze gospodarczej, a polityczna to była konsekwencja. Polityki miało być tylko tyle, na ile harmonijnie uda się zbudować wspólnotę gospodarczą. Niestety okazało się, że z czasem te tzw. elity poszły w całkiem innym kierunku i mamy w tej chwili kłopot. Naprawdę się obawiam, biorąc pod uwagę te tendencje, które w tej chwili się ujawniają w Brukseli i te napięcia na odcinku państwo narodowe a dążenia federalistyczne samej Unii, czy nie doprowadzą one do rozpadu tej struktury. Byłoby bardzo niedobrze, gdyby tak się stało, ale to niestety może się wydarzyć.
Jest jeszcze kwestia definicji zagrożeń. Ona różni się w poszczególnych krajach.
To też wynika z interesów państw członkowskich, które są w ramach Unii Europejskiej. Inaczej te interesy formułuje Berlin, a inaczej Paryż – patrz: wszystko to, co się stało na odcinku rosyjskim. Jeszcze inaczej postrzega to Polska. Do tego jeszcze dochodzi kwestia południa i relacji z nachodźcami, migrantami, która się pojawiła. Borykają się z tym takie państwa, jak Grecja, Włochy, Hiszpania. To są różne rzeczy i one pokazują, że trudno jest znaleźć wspólny mianownik i zbudować jedną strukturę. Nie wydaje się, aby to było możliwe.
Czy sfederalizowana pod egidą Niemiec – jeżeli by do czegoś takiego doszło – Europa będzie zdolna odpierać na przykład działania hybrydowe, skoro ma problem z ich definiowaniem, co widzieliśmy na tych przykładach, które Pan wymienił?
Ależ oczywiście. Pamiętajmy, że Niemcy chciały narzucić całej Unii bliską współpracę z Rosją. Niemcy myślały, że zbudują swoją siłę i swój wpływ na Europę Zachodnią przede wszystkim przez to, że mają dostęp do relatywnie tanich węglowodorów pozyskiwanych z Rosji i w oparciu o to stają się ich dystrybutorem w całej UE. Sądziły, że na tych podstawach zbudują siłę przemysłu niemieckiego i swoją potęgę. To była koncepcja na ogół realizowana. To wszystko się zawaliło, bo zacieśnianie tego typu relacji z partnerem tak nieobliczalnym w sensie negatywnym jak Rosja, musiało doprowadzić do tego, do czego doprowadziło dzisiaj całą politykę Niemiec, a wraz z tą polityką niemiecką, również i całą Unię. Mamy więc dziś skutki niemieckiej polityki: wojna na Ukrainie, inflacja i szantaż gazowy, które zastosowała Rosja. Niebezpieczeństwo pragnień niemieckich, aby decydować o Unii jest widoczne.
Paradoksalnie wszystko wskazuje na to, iż Unia Europejska jest postrzegana przez Kreml jako potencjalny obiekt rosyjskiej ekspansji (w różnej formie).
Tak.
Nie jest zresztą bez przyczyny, że Putin zgodził się na akcesję Ukrainy do UE, ale nie do NATO. Oznacza to, iż uważa on, że w ramach realizacji projektu przestrzeni ekonomicznej od Władywostoku po Lizbonę uda mu się związać UE z Moskwą, dominując tę przestrzeń. Jak duże niesie to zagrożenia dla obszarów szeroko rozumianego bezpieczeństwa?
Ależ podstawowe niebezpieczeństwo. To niebezpieczeństwo, jeżeli idzie o to, co chce Rosja osiągnąć w Europie ujawniło się od momentu, kiedy doszło do rozbiorów Rzeczypospolitej, kiedy Rosja na spółkę z Prusami usunęła przegrodę, która nie pozwalała jednym i drugim na ekspansję – jednym na wschód, drugim na zachód. Niemcy z jakichś dziwnych powodów uważają, że są w stanie pogodzić te sprzeczne interesy. Chęć dominacji ze strony rosyjskiej występowała zawsze i będzie występować. Ona występuje współcześnie. To jest ten paradoks, który się pojawił w 1939 roku, kiedy zdrowo myślący ludzie w Polsce uważali, że skoro komunizm i nazizm deklarują się jako swoi przeciwnicy i wrogowie, to Polska nie może się wiązać ze wschodem czy z zachodem, ponieważ od razu naraża się na uderzenie z drugiej strony. Zachowaliśmy próbę równowagi między nimi sądząc, że będąc taką przegrodą, będziemy w pewnym sensie bezpieczni. Tymczasem, Niemcy i Rosja chciały maszerować. Niemcy chciały maszerować na wschód, Rosja chciała maszerować na zachód. Polska w tym miejscu im przeszkadzała – tak jednym, jak i drugim. Żeby Hitler mógł uderzyć na wschód, a Stalin na Zachód, trzeba było wspólnie usunąć przegrodę i oni w 1939 roku wspólnie tę przegrodę usunęli, a potem jak wiadomo wzięli się za łby. Współczesne Niemcy, w innych formułach, ale powtarzają ten sam błąd. Sądzą, że podporządkowując Polskę polityce współpracy z Rosją, będą rozwijać się przez współpracę gospodarczą. Nie zakładają, że Rosja postrzega to całkiem inaczej. Rosja chce podporządkować również Europę, a więc w konsekwencji także Niemcy. To zresztą widać komu najpierw i najmocniej Rosja odcięła gaz – wysadzone rurociągi Nord Stream 2 to jest najlepszy dowód, w jaki sposób Rosja widzi współpracę od Władywostoku do Lizbony. Kreml widzi to jako teren zdominowany i podporządkowany Rosji.
Paradoksalnie, mimo tych wszystkich zagrożeń dominująca w UE lewicowa wizja stworzenia europejskiej armii jest obliczona na tworzenie struktur wojskowych, które miałyby tłumić opory wewnątrz Unii Europejskiej, a nie bronić granic.
Tak. To jest poważne zagrożenie i będzie ono występowało tak długo, jak długo nie uda się w Europie Środkowo-Wschodniej, w naszym regionie, wytworzyć ośrodka siły, który zagwarantuje trwałe rozdzielenie Rosji od Niemiec, tak że nie przyjdzie im do głowy, że mogą razem ze sobą coś kombinować. W tej chwili ten proces się odbywa. Pojawiły się różnego rodzaju projekty, zrealizowane głównie przez Polskę. Teraz pojawia się możliwość budowania elementu stabilizacji i siły na odcinku Polska-Ukraina. Ciągle zakładamy, że Ukraina wygra jednak tę wojnę z Rosją. Zdaje się, że Stany Zjednoczone to dobrze rozumieją i w związku z tym również się angażują. Próby, które USA podejmowały w momencie, kiedy prezydentem został Biden, oparcia się o Niemcy i w ten sposób budowania tamy, jeżeli idzie o wpływy rosyjskie w Europie, całkowicie zawiodły. Okazało się, że Polska i sąsiedzi są jedynym punktem oparcia dla tego rodzaju polityki Stanów Zjednoczonych. To wszystko razem zmierza w tym kierunku, aby taki ośrodek siły w regionie Międzymorza rzeczywiście powstał i mam nadzieję, że powstanie. Do tego nie będzie potrzebna żadna europejska armia, bo nie sądzę, żeby w ogóle można było taki twór stworzyć.
Robert Schuman pisał, że “zanim Europa będzie przymierzem obronnym lub jednością ekonomiczną, musi stać się wspólnotą kulturową, w najbardziej podniosłym znaczeniu tego słowa”. Jak cały czas postępująca rewolucja kulturowa jest w stanie zagrozić bezpieczeństwu zarówno państw członkowskich, jak i całej Unii Europejskiej?
W moim przekonaniu to jest jeden z powodów tego zamieszania, które obecnie występuje w Unii Europejskiej – pojawienie się opcji cywilizacyjnej innej niż ta, w której Polacy w swojej większości pozostają. Mówimy tutaj o tym pojęciu cywilizacji łacińskiej, uformowanej na trzech elementach: filozofia starożytnej Grecji, czyli Arystotelesowska definicja prawdy, prawo rzymskie i chrześcijaństwo, katolicyzm (etyka katolicka). To są elementy, na których powstała cywilizacja łacińska. W tej cywilizacji my, Polacy, chcemy pozostać. To, co się w tej chwili dzieje, jeżeli idzie o tę inną opcję, negującą całkowicie wartości, które reprezentuje cywilizacja łacińska, może rzeczywiście prowadzić do poważnych zaburzeń, do nieszczęścia. Z jakichś dziwnych powodów ta cywilizacja, która jest najbardziej przyjazna człowiekowi i kondycji ludzkiej, jest negowana przez tych różnych dziwnych postępowych osobników.
Publikacja dzięki:
Magazyn Optyka Schumana (Schuman Optics Magazine)wydawany przez Instytut Myśli Schumana