“Rozwój własnego społeczeństwa narodowego jest odpowiedzią na obiektywnie niewykonalną ideologię wielokulturowości” – mówi w wywiadzie dla “Schuman Optics Magazine” Tomáš Kulman, członek zarządu stowarzyszenia Patrimonium Sancti Adalberti.
Jesteśmy świadkami erozji rodziny, a w konsekwencji tradycyjnego społeczeństwa. Podczas konferencji Patrimonium Sancti Adalberti próbowali Państwo znaleźć rozwiązanie tego problemu. Jakie są Pana główne wnioski?
Tomáš Kulman: Problem erozji rodziny i jej relatywizacji trwa od kilkudziesięciu lat. Chociaż początkowo było to raczej zjawisko współistniejące z ewolucją społeczeństwa, odejściem od duchowości i masową skłonnością do wartości materialnych, myślę, że przez ostatnie dziesięć lat był to całkowicie zaplanowany proces grup o poglądach postępowych, które stopniowo przejęły kontrolę nad edukacją i mediami oraz, za pośrednictwem politycznych organizacji pozarządowych, mają znaczący wpływ na politykę w swoich krajach. Pod tym względem nasza konferencja nie była miejscem, w którym można było rozwiązać ten problem. Chcieliśmy jednak zwrócić uwagę, że społeczeństwo, które nie trzyma się tradycyjnych wartości, na których zostało założone i wychowane, nie jest zainteresowane wzrostem własnej populacji, stawia przeszkody własnemu rozwojowi – takie społeczeństwo nie może przetrwać. Kluczowa będzie zatem edukacja i ogólna atmosfera w społeczeństwie. Myślimy pozytywnie i wierzymy, że każdy problem ma rozwiązanie. Staramy się zaapelować do polityków, aby przełamali wypaczony paradygmat czasów i podjęli działania mające na celu zachowanie naszej kultury, naszego sposobu życia, naszych krajów, a zwłaszcza przyszłości naszych dzieci.
W jaki sposób dziedzictwo Roberta Schumana i św. Wojciecha może nam pomóc w osiągnięciu stabilności społecznej i politycznej opartej na prawdziwych wartościach katolickich? Czy to nadal możliwe?
Nie w każdym kraju obszaru środkowoeuropejskiego waga reprezentacji katolickiej jest tak silna jak w Polsce. Jednak problem jest znacznie głębszy. Nie jest to zderzenie wartości katolickich i niekatolickich, ale zderzenie wartości kształtowanych przez tysiące lat z nie-wartościami. Społeczeństwo dzieli się więc nie na prawicę i lewicę, jak to było dawniej, ale na konserwatystów (lewicę i prawicę) oraz propagatorów nie-wartości. Spuścizną św. Wojciecha było zwłaszcza to, że chrystianizację naszego obszaru postrzegał jako część emancypacji narodowej, mającej na celu stworzenie swego rodzaju Pax Christiana państw narodowych w Europie. W ten sposób pośrednio bronił stosowania przymusowej chrystianizacji jako instrumentu projektu „Drang nach Osten”. Ale wracając do pani pytania. Każda zmiana jest szansą na lepsze lub gorsze. Dlatego dziś konieczna jest dyskusja, jak może wyglądać nasza część świata po trwającym procesie zmian.
Jakie kroki należy podjąć, aby odnowić naszą wiarę, a co za tym idzie, nasze społeczeństwo?
Przede wszystkim musimy zacząć od sformułowania koncepcji świata, w którym my i nasi potomkowie chcemy żyć. A zdecydowana większość społeczeństwa intuicyjnie czuje, że nie da się żyć w świecie całkowicie zrelatywizowanych wartości. Musimy zaoferować im tę pozytywną koncepcję. Progresywizm to pomysł nierealny. Jego celem nie jest rządzenie światem, ale stworzenie w społeczeństwie tak przygnębiającej atmosfery, aby nowy paradygmat kulturowy, taki jak islam w Europie, mógł zostać przyjęty jako stabilizator społeczeństwa. Dlatego tak ważna jest rola wartości i kultury chrześcijańskiej w naszym społeczeństwie, rola narodu i ojczyzny.
Jaka jest rola Europy Środkowej w tym celu?
Europa Środkowa różni się swymi historycznymi losami od krajów Europy Zachodniej nie tylko wyjątkowym doświadczeniem dziesięcioleci rządów komunistycznych, o czym kilkukrotnie słyszeli prelegenci naszej konferencji. Jest to część Europy, która zawsze była tradycyjnie kontynentalnie chrześcijańska i w pewnym stopniu sprzeciwiała się atlantyckiej koncepcji świata. Milan Kundera, najczęściej tłumaczony czeski autor naszych czasów, określił tę przestrzeń jako „maksimum różnorodności na minimalnej przestrzeni”. Europejczycy z Europy Środkowej chcą zachować swoje państwa narodowe, języki, tożsamość kulturową, suwerenność, ale jednocześnie rozumieją, że współpraca z państwami sąsiadującymi jest nie tylko przydatna, ale i konieczna. W świecie wielkich mocarstw państwa liczące dziesięć milionów ludzi nic nie znaczą. Jednak stowarzyszenie współpracujących państw liczących ponad 100 milionów mieszkańców nie jest może „biegunem świata”, ale z pewnością jest poważnym partnerem w negocjacjach i kontaktach.
Dlaczego tak trudno jest forsować program katolicki? Jakie błędy popełniamy, że nasz głos nie jest słyszany lub jest lekceważony? Co powinniśmy zmienić w naszym podejściu do aktualnych problemów Europy?
Niestety, nawet świat Kościoła katolickiego przeżywa dziś pewną wewnętrzną debatę na temat relatywizacji jego wartości. Jednak doświadczenie mówi nam, że ludzi w naturalny sposób przyciąga to, co oczywiste, a nie to, co względne. Ludzie o poglądach chrześcijańskich muszą przedstawiać swoją wizję współczesnego społeczeństwa. Jednak głównym problemem jest pseudopoprawność, która uniemożliwia nazywanie rzeczy po imieniu. Musimy mówić wyraźnie, spokojnie i głośno, ale bez agresji, w sposób przyjazny i konsekwentnie wyrafinowany. Wyciągnąć pomocną dłoń i przekazać, że ta dłoń jest dostępna dla wszystkich. Dobra wiadomość znajdzie swojego odbiorcę.
Obawiam się, że głównym problemem katolików jest to, że wspólnoty katolickie są podzielone, a społeczności lewicowe – pomimo swojej różnorodności – bardzo zintegrowane. Być może właśnie o to chodzi, że nie powinniśmy się kłócić, ale zjednoczyć? Jaki jest Pana pogląd na tę sprawę?
Tak, mówią: dziel i rządź! Jednak jedność musi opierać się na podstawowych, wielowiekowych zasadach naszej wiary. I świadomość, że nie chodzi tu tylko o religię, ale o system wartości i kulturę cywilizacyjną. Krótko mówiąc, trzeba szukać największego wspólnego mianownika rzeczywistych i sprawdzonych wartości w społeczeństwie. Osoba przestrzegająca Dziesięciu Przykazań jest nie tylko dobrym chrześcijaninem, ale także dobrym człowiekiem, dobrym rodzicem, dobrym obywatelem. I musimy żyć z innymi, a nie tylko ze sobą.
Mamy dżihad w Europie Zachodniej. Możliwe, że prędzej czy później chrześcijaństwo będzie musiało walczyć z islamem, nie tylko z ateistami, o duszę Europy. Czy sądzi Pan, że my, katolicy, jesteśmy gotowi na tę walkę?
Islamska krytyka świata zachodniego, w tym w szczególności Europy Zachodniej, opiera się na krytyce pewnej degradacji i dekadencji, do której Zachód doszedł w ostatnim stuleciu, a co za tym idzie, pozycji wyższości wartości. Jednak naszym zdaniem Europa Środkowa nie straciła swojej chrześcijańskiej duszy. Na szczęście mamy bogate doświadczenie historyczne wojen tureckich, które były okrutne dla duchowego charakteru naszych terenów. Gdybyśmy przegrali, nasze kraje przestałyby być chrześcijańskie. Dlatego też Austriacy, Bawarczycy, Sasi, Czesi, których szlachcic Zdenek Kašpar z Sulevic dowodzący obroną Wiednia i słynni Polacy Sobieskiego, przy duchowym wsparciu Marka z Aviano, który de facto stworzył tę koalicję, zjednoczyli się pod Wiedniem w 1683 r. Mieli przewagę liczebną, ale zwyciężyli, a ich zwycięstwo zwiastowało koniec tureckiej ekspansji w Europie Środkowej. Jednak w dzisiejszym świecie nie chodzi przede wszystkim o wojny, ale o zderzenie niekompatybilnych kultur. Dlatego nieprzemyślana polityka proimigracyjna jest tak niebezpieczna. Jednakże ci, którzy mają wystarczającą liczbę dzieci, nie muszą importować siły roboczej z zewnątrz. Rozwój własnego społeczeństwa narodowego jest odpowiedzią na obiektywnie niewykonalną ideologię wielokulturowości.
Anna Wiejak
Publikacja dzięki:
Magazyn Optyka Schumana (Schuman Optics Magazine)
wydawany przez Instytut Myśli Schumana.