Niemieckie media coraz częściej twierdzą, że rząd federalny nie radzi sobie w walce z pandemią. Podejmowane decyzje przestają być zrozumiałe dla obywateli, którzy w proteście przeciwko ograniczaniu ich wolności masowo zaczynają wychodzić na ulice.
Najpierw doszło do zamieszania wokół szczepionki Johnson&Johnson, której zaletą miało być to, że jedna dawka wystarczała, aby być w pełni zaszczepionym. Ponad trzy miliony Niemców przyjmując w jednej dawce szczepionkę firmy Johnson&Johnson było przekonanych, że są w pełni zaszczepione. Jakież było ich zdziwienie, gdy kilkanaście dni temu Federalne Ministerstwo Zdrowia ogłosiło, że osoby, które do tej pory zaszczepiły się jedną dawką tej szczepionki, status zaszczepionego uzyskają dopiero wtedy, gdy przyjmą jeszcze drugie szczepienie i to najlepiej szczepionką mRNA (Biontech/Pfizer lub Moderna). Uzyskanie statusu w pełni zaszczepionego jest w Niemczech niezbędne, aby wejść do kawiarni, restauracji, wielu sklepów i zakładów usługowych, a także samolotu. Po zmianie decyzji w sprawie szczepionki Johnson&Johnson okazało się także, że tysiące obywateli utraciło status wzmocnionego, czyli “zaszczepionego dawką przypominającą”. Według nowych przepisów uzyskają ten status dopiero przy trzecim szczepieniu. Teraz w wyniku błędnych decyzji władz osoby te nie mogą korzystać z wielu usług, przysługującym grupie osób zaszczepionych dawką przypominającą.
O połowę skrócono “Status ozdrowieńca”.
Niemieckie władze podjęły jeszcze jedną kontrowersyjną i nagła decyzję. Zadecydowały o skróceniu z sześciu do trzech miesięcy statusu ozdrowieńca dla osób, które przeszły infekcję koronawirusem. Obecnie każdy obywatel po 90 dniach od zakażenia nie będzie już uznawany za ozdrowieńca. Status ten daje wiele przywilejów, bowiem jest traktowany na równi ze statusem osoby w pełni zaszczepionej. Nagle miliony ludzi utraciło wiele możliwości w kwestii dostępu do życia społecznego. Złość i niezadowolenie wzrosły jeszcze bardziej po informacjach, że to co dotyczy “zwykłych obywateli” nie dotyczy parlamentarzystów. Bundestag potwierdził, że wszyscy posłowie niezmiennie nadal przez sześć miesięcy od zakażenia koronawirusem będą mieć status ozdrowieńca.
Minister zdrowia pod obstrzałem krytyki.
W poniedziałek odbył się kolejny szczyt kanclerza Niemiec Olafa Scholza z premierami landów w sprawie walki z pandemią. Tym razem na rząd federalny i na ministra zdrowia Karla Lauterbacha posypała się niespotykana do tej pory masowa krytyka, nawet ze strony landów rządzonych przez socjaldemokratów. Zarzucano rządowi niekompetencję oraz prowadzenie błędnej i niezrozumiałej polityki w sprawie szczepień. Podczas szczytu nie podjęto żadnych nowych środków i utrzymano zaostrzenia socjalne na obecnym poziomie.
Ludzie wychodzą na ulice.
Jak twierdzą media w ciągu minionego tygodnia dochodziło do setek demonstracji ulicznych w całym kraju. Według danych policji we wszystkich landach wzięło w nich udział ponad 320 tys. ludzi.
Największe demonstracje odbyły się w Berlinie (ok. 7 tys. uczestników) w Rostoku (3 tys.), Hamburgu (4 tys.), Monachium, Dreźnie, Hanowerze a nawet w niemieckim Zgorzelcu, gdzie według policji udział w akcjach protestacyjnych wzięło ponad 10 tys. osób. Media niemieckie zgodnie (z nielicznymi wyjątkami) twierdzą, że uczestnicy tych demonstracji to prowokatorzy. Sami uczestnicy zapewniają, że nie są ani prowokatorami, ani anarchistami, czy antyszczepionkowcami – oni domagają się konstytucyjnych praw, wolności i wolnego wyboru. Faktem jest, że w Niemczech od kilku dni prowadzona jest poważna dyskusja nad wprowadzeniem powszechnego obowiązku szczepień. 26-go stycznia odbyła się pierwsza debata parlamentarna na ten temat. Coraz więcej zwolenników opowiada się za wprowadzeniem austriackiego rozwiązania, gdzie szczepienia przeciwko koronawirusowi są obowiązkowe dla wszystkich powyżej osiemnastego roku życia. Za nie zaszczepienie jest przewidziana kara 3600 euro.
wam.