Nie wydaje się być przypadkiem, że Unia Europejska jest atakowana przez hordy migrantów ze strony Morza Śródziemnego w dokładnie ten sam sposób, w jaki Polska jest atakowana ze strony Białorusi. Nie jest bowiem wykluczone, iż ataki te mają wspólny mianownik w postaci planu rozbicia społeczeństw państw europejskich i stworzenia “nowego człowieka europejskiego”.
Jeżeli uważnie przyjrzymy się procesom, z jakimi mamy obecnie do czynienia na naszym kontynencie, zauważymy, że ową wędrówkę muzułmańskich ludów do Europy można z powodzeniem nazwać współczesną hidżrą. Wyjałowiona ateizmem europejska ziemia wydaje się dla mahometan ziemią obiecaną – bogatą, stojącą wysoko jeżeli chodzi o rozwój technologiczny i chętną do wypłaty zasiłków postrzeganych przez muzułmanów jako współczesna dżizja (podatek od niewiernych). Kościoły katolickie we Francji i Niemczech pustoszeją, często padając ofiarą deweloperów przekształcających je w centra handlowe, podczas gdy liczba meczetów stale rośnie i żadne z kolejno oficjalnie wybieranych władz nie wyciągają z tej sytuacji żadnych wniosków. Jakby ich pragnieniem było zniszczenie a w zasadzie dobicie katolicyzmu przy pomocy islamu, a później…
Co będzie później? Czy ktokolwiek w ogóle się zastanowił? Może wraz z globalną inżynierią społeczną zostanie wprowadzone globalne wyznanie, zgodnie z którym bogiem będzie matka-ziemia, a człowiek szkodnikiem planety, jak to widzą twórcy zrównoważonego rozwoju? Takie plany już są i reprezentują je bardzo konkretne środowiska współczesnych rewolucjonistów.
Jak czytamy w raporcie ONZ dotyczącym migracji za 2022 rok, “szacunkowa liczba migrantów międzynarodowych wzrosła w ciągu ostatnich 50 lat. W 2020 r. w kraju innym niż kraj urodzenia mieszkało prawie 281 mln osób, czyli o około 128 mln więcej niż 30 lat wcześniej, w 1990 r. (153 mln) i ponad trzykrotnie więcej niż szacowano w 1970 r. (84 mln). Odsetek migrantów międzynarodowych w całkowitej populacji świata również wzrósł, ale tylko stopniowo. Zdecydowana większość ludzi żyje w kraju, w którym się urodzili. Wpływ Covid-19 na globalną populację migrantów międzynarodowych jest dość trudny do oszacowania, a jednym z powodów jest to, że najnowsze dostępne dane pochodzą z połowy 2020 r., czyli z dość wczesnego etapu pandemii. Niemniej jednak szacuje się, że pandemia Covid-19 mogła zmniejszyć wzrost liczby migrantów międzynarodowych o około dwa miliony. Innymi słowy, gdyby nie pandemia Covid-19, liczba migrantów międzynarodowych w 2020 r. prawdopodobnie wyniosłaby około 283 miliony”.
“Podobnie jak przez ostatnie 50 lat, głównym celem migracji są Stany Zjednoczone Ameryki, w których przebywa ponad 51 milionów migrantów międzynarodowych. Niemcy stały się drugim najważniejszym krajem docelowym, z liczbą prawie 16 milionów migrantów międzynarodowych, podczas gdy Arabia Saudyjska jest trzecim co do wielkości krajem docelowym dla międzynarodowych migrantów (13 milionów)” – stwierdza raport. Procesy migracyjne mogą gwałtownie przyspieszyć ze względu na sytuację na Bliskim Wschodzie – wojna izraelsko-palestyńska, sytuacja w Syrii, Pakistanie oraz innych krajach regionu pozwalają przypuszczać, że tysiące a nawet miliony osób będą szukały lepszego życia i schronienia w Europie.
Dane te nie mogą zresztą dziwić biorąc pod uwagę, że Niemcy prowadzili politykę otwartych drzwi dla migrantów, zapraszając ich do swojego kraju. Obecnie natomiast władze w Berlinie chcą przekazać część przybyszów innym państwom, nawet wbrew życzeniom ich obywateli. Jednocześnie nadal trwa napływ muzułmańskiej ludności do Europy. Przemytnicy ludzi robią na tym doskonały biznes i w zasadzie żaden z zachodnich rządów nie jest zainteresowany, aby ukrócić ten proceder, w który zresztą zamieszanych jest część organizacji pozarządowych, w tym również niemieckich.
Wprawdzie migracje zawsze towarzyszyły dziejom ludzkości, niemniej dotychczas Europa skutecznie broniła się przed zalewem islamu dzięki odwadze i poświęceniu m.in. polskiego narodu uwieńczonemu wiktorią wiedeńską w 1683 roku. Współczesna zachodnia Europa nie postrzega islamu jako zagrożenia, ale patrzy na niego z nadzieją, jakby nie liczyła już na własne dzieci. Najpierw zainfekowała własne społeczeństwa mentalnością aborcyjną i antykoncepcyjną i pozwoliła na proces ich wymierania, by później z otwartymi ramionami witać muzułmańskich przybyszów. Takie szaleństwo naprawdę trudno wyjaśnić w racjonalny sposób.
Wprawdzie Czechy czy Słowacja chcą wprowadzić wyrywkowe kontrole na swoich granicach ze względu na coraz większą liczbę nielegalnych imigrantów przedostających się do Europy szlakiem bałkańskim (według słowackiego ministra spraw wewnętrznych liczba ich wzrosła z 6 000 w 2022 r. do 46 000 osób w tym roku), ale już na poziomie Unii Europejskiej oficjalnie mówi się o legalizacji szlaków migracyjnych i usystematyzowaniu napływu migrantów.
Należy zdać sobie sprawę, że każda próba legalizacji napływu imigrantów będzie miała poważne konsekwencje w postaci destabilizacji sytuacji wewnętrznej w państwach, do których będą oni przybywać, co w sposób bezpośredni przełoży się nie tylko na obniżenie poziomu bezpieczeństwa wewnętrznego, ale również zewnętrznego. Targane wewnętrznymi problemami, anarchizowane kraje UE staną się łatwym łupem dla każdego potencjalnego agresora. Warto spojrzeć na przykład Szwecji, gdzie muzułmańskie gangi infiltrują urzędy publiczne i ludzi w nich pracujących, z policjantami włącznie. Jak donosi tamtejsza prasa, zdarzają się przypadki, w których gangom udaje się dotrzeć za pośrednictwem skorumpowanych pobratymców nawet do informacji niejawnych.
Wszystko wskazuje na to, że chodzi o to, aby zdestabilizować dotychczasowy światowy ład i w nowym rozdaniu, po zlikwidowaniu państw narodowych i stojących za nimi interesów stworzyć nowe, globalne społeczeństwo, w pełni kontrolowane na wzór chiński i równie totalitarne. Migranci w tej całej układance mogą być jedynie narzędziem dla realizacji celów, z których zapewne nawet nie zdają sobie sprawy. W tym kontekście dramatyczna walka Polaków o suwerenność nabiera zupełnie nowego wymiaru.
Anna Wiejak
Publikacja dzięki:
Magazyn Optyka Schumana (Schuman Optics Magazine)
wydawany przez Instytut Myśli Schumana.
Od redakcji: Nie mam zamiaru ani wspierać, ani zachęcać do głosowania na partię Alternatywa dla Niemiec (Alternative fuer Deutschland), jednak z dziennikarskiego obowiązku należy opisać wzrost poparcia tej partii. Nie jestem ich zwolennikiem i nigdy nie zaakceptuję faktu, że AfD do dzisiaj nie wyjaśniło swoich licznych powiązań z przedstawicielami rosyjskiego reżimu (całkiem słusznie partia ta jest nazywana w Niemczech – partią prorosyjską). Nie akceptuje tego, że AfD oficjalnie jest przeciwko wysyłaniu broni na Ukrainę i wreszcie, że głośno zapowiada, iż chce przywrócenia niemiecko-rosyjskiej współpracy. Ostro krytykuję ich stosunek do wojny na Ukrainie, który polega na wspieraniu Rosji. Jednak to wszystko nie zmienia faktu, że w chwili obecnej, tylko ta partia ostro sprzeciwia się wyniszczającej własny kraj i całą Unię Europejską polityce obecnego niemieckiego lewicowego rządu. Tylko oni próbują zatrzymać “niemieckie szaleństwo ekologiczne” i “niemieckie szaleństwo migracyjne”. To są istotne powody ich rosnącej popularności. Dlatego jestem zdania, iż należy to zauważyć i rzetelnie opisać.
Dlaczego AfD pnie się w górę?
Okrzyknięta jako niebezpieczna partia (często antypolska) ale też anty unijna i anty emigrancka – Alternatywa dla Niemiec (Alternative fuer Deutschland), jest znienawidzona wśród niemieckich elit, ale systematycznie i to wyjątkowo szybko pnie się w górę we wszystkich sondażach przedwyborczych. To doprowadza do obłędu prawie cały niemiecki establishment. Mainstreamowe media, tutejsi politycy wszystkich partii i tak zwane elity nie widzą własnych błędów i zamiast uderzyć się we własne piersi i natychmiast wycofać się z prowadzenia katastrofalnej, wyniszczającej kraj polityki, wolą udawać, że nie rozumieją powodów, dlaczego coraz więcej Niemców chce zagłosować właśnie na AfD.
Obecna władza nie ma ochoty przekonywać wyborców do własnych pomysłów, oni wolą dyskredytować przeciwników. Za wszelką cenę próbują zohydzić partię, które w ostatnich miesiącach zyskuje poparcie. Jest to partia AfD, pod której adresem ze wszystkich stron padają oskarżenia o faszyzm, o działania nazistowskie, wywrotowe i antypaństwowe. Z takiej samej nuty, co obóz rządowy gra także niemiecka opozycja – wszyscy przeciwko AfD. Ale to przestaje działać. Ludzie nie dają się już tak bardzo ogłupiać i w efekcie nachalnej i prowadzonej nieudolnie nagonki przeciwko “Alternative fuer Deutschland”, masowo zaczynają się buntować przeciwko natarczywej propagandzie i stawiają właśnie na ich przedstawicieli.
Sprawa jest bardzo prosta i łatwa do wyjaśnienia, bowiem w sytuacji, gdy wokół mamy galopujący kryzys społeczno-gospodarczy, a mimo to wszystkie partie z zacietrzewieniem lansują ideologię “zielonego zrównoważonego rozwoju” i wszędzie gdzie tylko można wprowadzają ekoterroryzm, politycy Alternatywy dla Niemiec – jako jedynie – są temu przeciwni. Tylko oni jawnie i otwarcie krytykują podejmowane przez obecny lewicowy rząd decyzje, które od miesięcy rujnują niemiecką gospodarkę i powodują szybkie i widoczne zubożenie obywateli.
Także ostro krytykowana jest prowadzona od 2015 roku polityka imigracyjna, która w zasadzie do dzisiaj nie uległa większym zmianom, doprowadza do tego, że niemieccy obywatele czują się obco we własnym domu. Lewicowy rząd Olafa Scholza jest głuchy i nie zamierza słuchać żadnego obywatelskiego sprzeciwu, więc pomimo licznych protestów dociska społeczeństwu migracyjną i ekologiczną śrubę. Politycy rządowi, (co zrozumiałe) nie widzą w tym nic złego, ale zadziwiające jest, że także opozycja mniej lub bardziej akceptuje taki stan rzeczy. Ludzie jedyny ratunek widzą w AfD.
Waldemar Maszewski