Realpolitik i Bronisław Komorowski


111
Bronisław Komorowski wraz z małżonką odwiedzili pod koniec lipca Berlin, gdzie zostali przyjęci przez prezydenta Niemiec Joachima Gaucka, oraz przewodniczącego Bundestagu Norberta Lammerta. 
Najwięcej kontrowersji wzbudził ostatni punkt jednodniowego pobytu w niemieckiej stolicy, bowiem polski prezydent wziął udział w uroczystościach podczas których uczczono pamięć nazisty Clausa von Stauffenberga, czym złożył swoisty hołd niemieckiej polityce historycznej.

 W Akademii Fundacji Konrada Adenauera w Berlinie zorganizowano obchody uczczenia (jakoby europejskiego) ruchu oporu, gdzie głównym punktem odniesienia, (czego nikt oprócz niektórych pracowników kancelarii Prezydenta RP- no.  Joanny Trzaski Wieczorek od początku nie ukrywał) była pamięć o uczestnikach nieudanego zamachu na Hitlera, którego dokonał 20 lipca 1944 roku Claus von Stauffenberg. Uroczystości swoją obecnością zaszczycili: były przewodniczący Parlamentu Europejskiego i szef fundacji Konrada Adenauera Hans Poettering, przewodniczący Bundestagu Norbert Lammert oraz ustępujący polski prezydent Bronisław Komorowski. Informacja o obecności 8-go lipca w Berlinie (data uroczystości) tego ostatniego natychmiast wzbudziła wiele kontrowersji w Polsce oraz wśród polonijnych środowisk patriotycznych w Niemczech, które nie mogły zrozumieć, dlaczego Bronisław Komorowski swoją osobą i jeszcze piastującym urzędem firmował fałszywą niemiecką wersję historii, gdzie występują tacy „narodowi bohaterowie” jak antypolski hrabia Claus von Stauffenberg, którego hamburski „Der Spiegel” nazwał swego czasu nowym niemieckim świętym spod znaku swastyki, a augsburskie „Allgemeine” wątpliwym wzorem dla młodych.

Zamach na Hitlera, a kształtowanie europejskiej demokracji.

Niemcy od kilkunastu lat robią wszystko, aby zamach na Hitlera został uznany przez opinię międzynarodową, jako dowód na istniejący w tym kraju podczas drugiej wojny światowej silny ruch oporu, który poprzez swoje działania także kształtował europejską demokrację. Były przewodniczący Parlamentu Europejskiego i szef fundacji Konrada Adenauera – Hans Poettering witając polskiego prezydenta w wypełnionej po brzegi auli przypomniał wiele jego zasług, przy okazji stwierdzając, że dzisiaj wykonuje on dziedzictwo, jakie przekazał mu jego krewny, bohater drugiej wojny światowej Tadeusz Bór Komorowski. Pan prezydent pomimo istnienia takiej możliwości, nie prostował tej wypowiedzi, chociaż w drzewie genealogicznym generała Bora Komorowskiego brakuje Bronisława. W swoim przemówieniu podczas berlińskich obchodów Poettering m.in. stwierdził, że wpływ czynu z 20-go lipca 1944 roku na kształtowanie europejskiej demokracji był ogromny. Przypomniał, że już w 1954 roku były kanclerz Adenauer (patron fundacji) uznał, że postępowanie zamachowców powinno stać się wzorem dla przyszłych pokoleń jak dobrze służyć ojczyźnie, a poza tym przypomniał, że od lat 90-tych w tym dniu odbywa się w Republice Federalnej uroczysta przysięga nowych roczników niemieckich żołnierzy na dziedzińcu budynku Bendlerblock, będącego obecnie siedzibą resortu obrony. To w tym miejscu rozstrzelany został Claus Schenk hrabia von Stauffenberg. Podczas swojego wystąpienia Hans Poettering tak bardzo wczuł się w rolę wychwalania „niemieckiego ruchu oporu”, że w konsekwencji zrównał go z polskim ruchem oporu w wykonaniu Armii Krajowej. W jego przemówieniu padły m.in. słowa, że Stauffenberg wraz z innymi dokonali zamachu na Hitlera pomimo, iż zdawali sobie sprawę, że czyn ten ma nikłe szanse na powodzenie. „Niecałe dwa tygodnie po zamachu z 20 lipca 1944, roku Armia Krajowa rozpoczęła w Warszawie powstanie zbrojne przeciwko niemieckiemu okupantowi – powiedział w kolejnym zdaniu Poettering dodając, iż także w tym wypadku powstańcy walczyli, choć zdawali sobie sprawę, iż nie mają szans na zwycięstwo. Mówiąc o Powstaniu Warszawskim szef fundacji Adenauera nie odrobił do końca lekcji z historii, bowiem pomylił datę kapitulacji. Podczas przemówienia stwierdził, że Tadeusz Komorowski podpisał kapitulację 5-go października, chociaż faktycznie nastąpiło to 2-go października.

Niemiecki punkt widzenia polskiego prezydenta.

Również polski prezydent Bronisław Komorowski w swoim (zgodnie z opinią wielu bezpośrednich słuchaczy dość marnym i wyjątkowo chaotycznym) wykładzie nawiązał do tego samego wątku, m.in. stwierdzając, że w jakimś sensie Powstanie Warszawskie było konsekwencją zamachu na Hitlera z 20 lipca 1944 roku w Wilczym Szańcu. „W jakiejś mierze polski zryw niepodległościowy 1-go sierpnia 1944 roku wpisuje się (niezależnie od intencji) także w ten kalendarz wydarzeń, w których funkcjonuje tradycja 20 lipca 1944 roku, a więc tradycja zamachu na Hitlera w Wilczym Szańcu” – powiedział w Berlinie Bronisław Komorowski jeszcze dodając, że niemiecki sprzeciw wobec nazizmu wymagał heroizmu i odwagi, często nieporównywalnej z niczym innym, więc zasługuje na szacunek i na podziw. Pan prezydent docenił odwagę i determinację grupy Stauffenberga, pomimo tego, że ich poglądy, trudno dzisiaj akceptować. „Ale nawet z takimi poglądami na kwestie polską, czy żydowską odwaga jednostki przeciwstawiająca się potędze zła, zawsze zasługuje na szacunek i na uznanie – uznał Komorowski -  Zawsze zasługuje na to, aby czynić z tego punkt odniesienia dla współczesnych wyzwań” – dodał prezydent RP w odniesieniu do czynu pułkownika von Stauffenberga. Jego zdaniem czyn niemieckich zamachowców był nie tylko oporem przeciwko zbrodniczemu państwu, ale także był to opór wobec często obojętnej i konformistycznej większości społeczeństwa. „To był nie tylko opór przeciwko nieludzkiemu systemowi, lecz było to również wyzwanie rzucone długoletniej tradycji niepodległości państwa i stanowiącemu przez nie regułom – mówił w Berlinie Komorowski.

Polscy patrioci oburzeni.

Słowa polskiego prezydenta są wspaniałym prezentem dla jego niemieckich przyjaciół (o wzajemnej przyjaźni mówił w Berlinie wielokrotnie) którym obecnie będzie dużo łatwiej dopisać do nowej współczesnej historii akcent związany z „niemieckim ruchem oporu”, przy okazji zrównując go ze zrywem niepodległościowym w wykonaniu np. Armii Krajowej. Tak oto heroizm i bohaterstwo polskich bojowników w Powstaniu Warszawskim zostało postawione w jednej linii z grupą, która dokonała zamachu na Hitlera. Większość Polaków, obecna na uroczystości w KAS w Berlinie, z którymi rozmawialiśmy stwierdziła, że wystąpienie Komorowskiego było najdelikatniej mówiąc niestosowne. Berliński adwokat Stefan Hambura stwierdził, że zrównywanie polskiego ruchu oporu z jakoby w ogóle istniejącym niemieckim, jest wyjątkowo niepokojące. „Słowa Poetteringa, w których najpierw wychodzi od zamachu na Hitlera z 20-go lipca 1944 roku, później płynnie przechodzi do Powstania Warszawskiego i Armii Krajowej, aby zakończyć na tym, że powstaje w Brukseli Dom Historii Europejskiej, muszą budzić wielki niepokój, że wszystkie te sprawy zostaną celowo zrównane – powiedział nam Hambura, dodając, że niestety takie metody bardzo źle wróżą na przyszłość. „Powstają obawy, że taki sposób przedstawiania nowej historii może stać się obowiązującą narracją europejską, gdzie czyn hrabiego von  Stauffenberga będzie zrównany z czynami m.in. Armii Krajowej – dodał adwokat. Jego zdaniem ewentualne zrównanie heroizmu Polaków z czynem kilku, czy nawet kilkudziesięciu Niemców, którzy postanowili zabić swojego byłego guru, jakim był Hitler, jest szkodliwe. „Szkoda, że polski prezydent wziął udział w takim przedsięwzięciu – powiedział nam Hambura, dodając, że zapobiec tworzeniu fałszywej narracji może tylko prowadzenie własnej opartej na prawdzie polskiej polityki historycznej.

Innemu naszemu rozmówcy (pragnie zachować anonimowość) także nie spodobał się wykład Komorowskiego, który – jak stwierdził – był nacechowany obowiązującą poprawnością polityczną. „Polski prezydent nie tylko próbował zrównać polski ruch oporu z jakimś niemieckim, ale w swoim wykładzie mówiąc o polskich bohaterach wspomniał jedynie o Władysławie Bartoszewskim, zapominając o wielu innych nie mniej zasłużonych bohaterach jak chociażby: Pilecki, Karski, Szendlerowa, Inka czy cała rzesza Cichociemnych” – zauważył nas rozmówca.

Niemiecka polityka historyczna XXI wieku.

Niemcy od kilkunastu lat piszą historię od nowa i są w tej dziedzinie niedoścignionymi mistrzami. Berlin swoją politykę historyczną mógł doprowadzić do perfekcji, bowiem tutejsze elity doskonale zdają sobie sprawę, iż dobrze prowadzona i sprzedawana kształtuje opinie na temat danego kraju na całym świecie. Rozpoczęła ten proceder (i to skutecznie) była szefowa Związku Niemieckich Wypędzonych Erika Steinbach, która poprzez odpowiednią narrację i odpowiednie działania spowodowała, że duża część Europy zaczęła uwierzyć, iż najbardziej pokrzywdzonymi w wyniku drugiej wojny światowej byli niemieccy przesiedleńcy. To dzięki jej działaniom rząd i niemiecki parlament wielokrotnie czciły w specjalnych uchwałach niemieckich wypędzonych. Teraz jej misję kontynuują inni niemieccy politycy.

Niemcy szukają bohaterów.

Mniej więcej od dekady Niemcy w swojej pisanej od nowa najnowszej historii próbują znaleźć narodowych bohaterów. Jeszcze pod koniec poprzedniego wieku jeden z uczestników zamachu na Hitlera hrabia Claus von Stauffenberg był powszechnie uznawany za zdrajcę, ale obecnie jest okrzyknięty bohaterem, o którym wytwórnia Hollywood nakręciła film. Podobnie rzecz się ma również z inni zamachowcami, których także okrzyknięto bohaterami, bez względu na to, co robili przed nieudanym zamachem. A warto przypomnieć, że spiskowcy pod wodzą hrabiego von Stauffenberga od początku wojny nie tylko gorliwie popierali politykę Hitlera, ale należeli do jej wielbicieli i bezpośrednich wykonawców. A sam pan hrabia w listach pisanych do domu opisywał ludność polską zamieszkującą – jak twierdził – prastare niemieckie ziemie nad Wartą i Wisłą, jako odrażającą zbieraninę mieszańców i podludzi.

*Oto fragment listu Clausa do żony Niny z jesieni 1939 r. „Ludność to niesłychany motłoch, tak wiele Żydów i mieszańców. To lud, który czuje się dobrze tylko pod batem. Tysiące jeńców wojennych posłuży nam dobrze w pracach rolniczych” (Die Bevölkerung ist ein unglaublicher Pöbel, sehr viele Juden und sehr viel Mischvolk. Ein Volk, welches sich nur unter der Knute wohlfühlt. Die Tausenden von Gefangenen werden unserer Landwirtschaft recht gut tun.) Oto prawdziwe oblicze niemieckiego bohatera. Negatywne opinie o Polsce wygłaszali również inni przedstawiciele „niemieckiego ruchu oporu”, a wśród nich m.in. Helmut James von Moltke.

Czas „niemieckich bohaterów”.

Zdaniem historyka prof. dr hab. Bogdana Musiała robienie z tych ludzi (dot. zamachowców na Hitlera) bohaterów i twierdzenie, jakoby przeciwstawiali się zbrodniom Hitlera, po prostu jest przesadą, bowiem do spiskowców najczęściej należeli oficerowie z Prus Wschodnich, którzy w tym okresie naocznie widzieli zbliżającą się klęskę armii niemieckiej, która w szybkim kontrnatarciu najpierw musiała „wejść” do ich ojczyzny, czyli do Prus Wschodnich. Logicznym więc dla nich rozwiązaniem było zlikwidować Hitlera, następnie dogadać się z przeciwnikiem i uratować swój kraj. – To był prawdziwy powód wybuchu spisku przeciwko Adolfowi Hitlerowi – powiedział nam historyk. Podczas jednej z poprzednich rocznic zamachu na Hitlera były ambasador RP w Niemczech Janusz Reiter przypomniał, że wielu członków niemieckich grup oporu, czy wręcz ich przeważająca większość miała problemy z Polakami, a większość z nich w głębi serca pozostało antysemitami. Nigdy nie zaprzestali pogardzać Polakami i narodami słowiańskimi. Znany amerykański historyk i pisarz, także twierdzi że na podstawie oficjalnych dokumentów cywilnych i wojskowych, raportów z frontu, listów oraz prywatnych dzienników żołnierzy jasne jest, iż cały Wehrmacht był zdecydowanie wojskiem Fuehrera z wybitnie nazistowską mentalnością.

W co gra Komorowski?

Zdecydowana większość niemieckiej Polonii wyraża swoją dezaprobatę dla obecności ustępującego polskiego prezydenta na uroczystościach związanych z uczczeniem „niemieckich antyfaszystów”. Berliński adwokat Stefan Hambura w rozmowie z Forum Polonijnym zwrócił uwagę na fakt, że sama obecność w Berlinie polskiego prezydenta nie byłaby niczym ani dziwnym, ani nadzwyczajnym, ale przyjęcie zaproszenia od Niemców w kontekście uroczystości związanych z datą 20-go lipca musi budzić zdziwienie. „Przecież zamachu na Hitlera nie można porównywać z prawdziwym zorganizowanym ruchem oporu, np. polskim, więc firmowanie swoją osobą i urzędem tej niemieckiej uroczystości jest niepokojące i niebezpieczne” – powiedział Hambura, dodając, że Niemcy będą potrafili wykorzystać wsparcie Komorowskiego dla idei stworzenia wrażenia istnienia silnego niemieckiego ruchu oporu podczas drugiej wojny światowej.

Komorowski rozegrany jak dziecko.

Czarny scenariusz, który przewidziało wielu ludzi zaczął się sprawdzać już na drugi dzień. Niemcy z premedytacją wykorzystali wizytę i wykład polskiego prezydenta, wygłoszony w Akademii Fundacji Konrada Adenauera w Berlinie, do własnych celów polityczno-historycznych. Na oficjalnych stronach fundacji umieszczono relację z tego wydarzenia, którą zatytułowano: „Jesteśmy zobowiązani. Polski prezydent przywołuje dziedzictwo 20-go lipca 1944 roku, aby poradzić sobie z lękami nieznanego jutra”. Jeżeli ktokolwiek miał wątpliwości, że Niemcy potrafią rozgrywać swoją politykę (także tę historyczną) w sposób perfekcyjny, to po komentarzu umieszczonym na stronach Akademii Fundacji Konrada Adenauera (KAS) po wizycie Bronisława Komorowskiego i po wygłoszonym przez niego w tym miejscu wykładzie na temat „europejskiego ruchu oporu”, na pewno już ich nie ma. Na oficjalnym portalu KAS czytamy, że polski prezydent podczas uroczystości związanych z 71. rocznicą zamachu na Hitlera apelował o europejską integrację i silniejszą współpracę w Europie, aby pokonać nieznane lęki jutra. Czytamy dalej: W Akademii Fundacji Konrada Adenauera Bronisław Komorowski mówił o długiej walce w Europie o wolność. W tym kontekście podkreślił odwagę grupy powiązanej z Clausem von Staufenbergiem, którzy życiem zapłacili za walkę o prawo i sprawiedliwość. Czytamy, że zdaniem polskiego prezydenta Stauffenberg czuł się on w obowiązku zrobić wszystko, aby w Europie i na świecie żyło się bezpieczniej. Konkludując wypowiedź Komorowskiego autor opisu stwierdza, że postrzega on wolność, jako odpowiedzialność, która musi być lekcją dla następnych pokoleń synów i córek bojowników ruchu oporu (czytaj: niemieckiego ruchu oporu).

Ambasada RP w Berlinie relacjonując wizytę Bronisława Komorowskiego napisała m.in., że „W godzinach wieczornych Prezydent Bronisław Komorowski wygłosił wykład w siedzibie Fundacji im. Konrada Adenauera nt. roli polskiego ruchu oporu w walce z nazistowskim okupantem”. Niestety w opisie uroczystości umieszczonych na oficjalnych stronach fundacji nie ma nic o polskim ruchu oporu. Nie znajdziemy tam ani słowa o polskich bohaterach, ani słowa o polskim ruchu oporu, Niemcy wychwalają swoich wątpliwych bohaterów, skwapliwie korzystając z udzielonej im pomocy przez Komorowskiego. Sprawdził się scenariusz, wielu środowisk patriotycznych, które od początku odradzały prezydentowi RP udział w imprezie upamiętniającej wieloletniego zwolennika nazizmu i antysemitę, jakim był hrabia Claus von Stauffenberg. Wszyscy ostrzegali, pisząc także listy protestacyjne, że niemiecka strona, która od lat prowadzi zupełnie nową politykę historyczną, skwapliwie wykorzysta udział polskiego prezydenta do swoich celów. Berliński adwokat Stefan Hambura w rozmowie z nami stwierdził, że to z czym mamy obecnie do czynienia to jest właśnie „niemiecka Realpolitik” w pełnym słowa tego znaczeniu. „Szkoda, że niektórzy polscy politycy tego nie rozumieją, albo nie chcą zrozumieć – powiedział adwokat.

Waldemar Maszewski