Ile jeszcze zrabowanych dzieł sztuki ukrywają niemieckie muzea?

Brillantuhr-von-Eva-BraunPo ujawnieniu informacji, iż krewny Ewy Braun zażądał od władz Bawarii oddania mu, jako prawowitemu właścicielowi wszystkich przechowywanych przez władze prezentów, jakie Fuehrer podarował swojej kochance, ponownie zaczęto dyskutować o zrabowanych podczas wojny działach sztuki. Niemieccy eksperci przyznają, że ani muzealnicy, ani prywatni handlarze dziełami sztuki, czy właściciele domów akcyjnych nie są skłonni szczerze współpracować przy ustalaniu pierwotnych właścicieli zrabowanych przedmiotów. Do kogo teraz należą zrabowane podczas wojny przez nazistów, a obecnie trzymane w niemieckich muzeach liczne dzieła sztuki?

Po wojnie w 1949 roku Ewa Braun została przy okazji denazyfikacji zaklasyfikowana, jako „obciążona winą”, więc jej majątek przeszedł na własność państwa i trafił do trzech bawarskich muzeów. W skład majątku wchodzą rzeczy, które z różnych okazji otrzymała w prezencie od swojego protektora Adolfa Hitlera m.in. drogocenne obrazy, zabytkowe zegary, biżuteria i inne akcesoria, które wcześniej zostały przez nazistów zrabowane prawowitym właścicielom (także Polakom). Daleki kuzyn Ewy Braun natrafił na jeden z przedmiotów należących kiedyś do Ewy Braun w Internecie i zażądał jego zwrotu, jak również zgłosił roszczenia do reszty majątku, twierdząc, iż jest to jego własność. Wśród przedmiotów, jakich domagał się tajemniczy spadkobierca wymieniane są m.in.: wysadzany brylantami zegarek, jaki Braun otrzymała od Hitlera na 27. urodziny w 1939 roku z napisem na kopercie: W dniu 6 lutego 1939 roku z najserdeczniejszymi życzeniami A. Hitler, a także porcelanowa zastawa stołowa. Ponadto obraz bawarskiego malarza Fritza Bambergera z 1859 roku, zatytułowany “Gebirgslandschaft an der spanischen Kueste” (Krajobraz górski na hiszpańskim wybrzeżu). Napisy z tyłu obrazu świadczą o tym, że wcześniej wisiał w mieszkaniu Braun na Wasseburger Strasie 12 w Monachium. Muzea odmówiły oddania czegokolwiek, więc spadkobierca Ewy Braun złożył pozew przeciwko bawarskim placówkom muzealnym do sądu. Proces nie zdążył się rozpocząć, bowiem kuzyn w międzyczasie umarł, jego spadkobiercy wycofali pozew, więc sąd w Monachium sprawę automatycznie zamknął. Problem zrabowanych przez Niemców Żydom, czy Polakom bezcennych dzieł sztuki pozostał otwarty. Przypadek odnalezienia bezcennej kolekcji obrazów w dwóch mieszkaniach Corneliusa Gurlitta spowodował głośną dyskusję na temat „Raubkunst”, czyli zrabowanych przez Niemców dział sztuki w napadniętych krajach, oraz zmusił niemieckie władze do ujawnienia części prawdy o tym, że duża cześć z nich znalazła się po denazyfikacji w rękach niemieckiej administracji. Po wojnie do niemieckiego depozytu trafiło dziesiątki tysięcy obrazów, rzeźb, biżuterii czy innych wartościowych przedmiotów odebranych po denazyfikacji nazistowskim zbrodniarzom, takim jak m.in. Hermann Goering, Martin Bormann, Heinrich Hoffmann. Przedmioty te, których wartość w niektórych przypadkach jest bezcenna do dzisiaj w dużej części są zmagazynowane w niemieckich muzeach.

Niemcy nie są skłonni szczerze współpracować.

Tylko w monachijskich muzeach zdeponowano 4400 obrazów pochodzących z wojennego rabunku, oraz 770 rzeźb, których wartość szacuje się na wiele dziesiątków milionów euro. Teoretycznie niemieckie władze nie mają nic do ukrycie, a nawet umieszczają w internecie katalog swoich obiektów, ale natrafienie na konkretny obraz, czy rzeźbę jest wyjątkowo skomplikowane, a często wręcz niemożliwe. Administracja niemieckich muzeów, co prawda zapewnia, że w przypadku ustalenia prawowitych właścicieli każdy poszczególny przypadek będzie zbadany i ewentualnie wróci do pierwotnego właściciela, ale warunkuje to stuprocentową pewnością dowodową, której w zasadzie już nigdy nie będzie można dostarczyć. Władze poszczególnych muzeów zapewniają o chęci współpracy, ale ewentualnie oddanie czegokolwiek warunkują dokładnym zbadaniem pochodzenia obiektu i dostarczeniem dowodu wcześniejszej własności. Przedstawiciele hamburskiego Muzeum Sztuki – Kunsthalle, z którymi rozmawialiśmy nie mają wątpliwości, że w praktyce oznacza to, iż uzasadnione są obawy, że dzieła te pozostaną w Niemczech na zawsze, bowiem w zdecydowanej większości nie ma najmniejszych możliwości ponad wszelką wątpliwość udowodnić ich pochodzenia, więc potencjalni prawowici właściciele nie będą w stanie udowodnić swojego do nich prawa. Isabel Pfeiffer-Poensgen, która jest sekretarzem generalnym Fundacji Kultury Landów (Kulturstiftung der Länder) twierdzi, że pomimo obowiązku współpracy, zdecydowana większość handlarzy i właścicieli domów aukcyjnych zamyka drzwi przed badaczami dzieł sztuki. Podobnego zdania jest placówki zajmującej się badaniem proweniencji zagrabionych dzieł (Arbeitsstelle für Provenienzrecherche und Provenienzforschung) w Berlinie – Uwe Hartmann. Jego zdaniem, aby ułatwić i przyśpieszyć prace nad badaniem zrabowanych dzieł sztuki przechowywanych w niemieckich muzeach, powinno się powołać biorąc za wzór prace przy odszkodowaniach dla pracowników przymusowych w III Rzeszy, fundację Badań nad Zrabowanymi Działami Sztuki.

Do Polski nie wróciło prawie nic …..

Bardzo prawdopodobne, że w niemieckich muzeach znajdują się obrazy zrabowane także polskim obywatelom. Ze zrabowanych nam przez Niemców w czasie wojny dzieł sztuki wrócił zaledwie malutki ułamek- jak m.in. obraz Gierymskiego „Pomarańczarka”, czy odnaleziony na aukcji w Hamburgu portret króla Jana III Sobieskiego. Lwia część ukradzionego nam przez Niemcy majątku nie powróciła i zapewne nie powróci już nigdy. Zdaniem berlińskiego adwokata Stefana Hambury, obecne nagłośnienie problemu należałoby starannie wykorzystać w celu stworzenia także w Polsce rzeczowej i profesjonalnej komisji, składającej się z historyków, historyków sztuki i prawników, która zajęłyby się zrabowanymi nam działami sztuki. „Powstanie kolejnej niemieckiej fundacji nic nie zmieni w skuteczności działań nad ewentualnym odbiorem zrabowanych nam dział sztuki, konieczna jest współpraca także polskich ekspertów. Jednak do tego jest potrzebne zaangażowanie się w podobny projekt polskiego rządu – twierdzi prawnik i dodaje – należałoby uzyskać akceptację niemieckiego rządu, aby taka polska komisja mogła bez przeszkód przeprowadzać kwerendy (być może wspólnie z niemieckimi obserwatorami) w niemieckich muzeach, magazynach i wszędzie tam, gdzie mogą być składowane zrabowane zbiory”. Zdaniem berlińskiego adwokata w zasobach niemieckich znajduje się najprawdopodobniej jeszcze bardzo dużo zrabowanych w Polsce dzieł sztuki, a odnalezione obrazy Gurlitta w Monachium i Stuttgarcie, oraz ujawniona sprawa majątku Ewy Braun, pokazuje ile jest jeszcze do zrobienia w uregulowaniu wzajemnych relacji na polu zrabowanych dzieł sztuki.

A może Unia pomoże?

Hambura nie wyklucza, że w finansowaniu tego typu projektów mogłaby uczestniczyć także Unia Europejska. „Przecież jest to istotna sprawa dotycząca naszej europejskiej historii – powiedział nam adwokat, dodając, że wszystkim powinno zależeć na tym, aby historia w Europie nie była ciągle przekłamywana, a kwestia tego kto był agresorem, a kto napadniętym podczas II wojny światowej była jasna dla każdego. „Dlatego powinniśmy zadbać o to, aby zrabowane przez agresorów dzieła sztuki powróciły do prawowitych właścicieli, których napadnięto i odebrano ich dobra” – dodał berliński adwokat. Jedno jest pewne – prace badawcze na zrabowanymi dziełami sztuki i przetrzymywanymi w niemieckich muzeach teoretycznie trwają już ponad 60 lat i jak widać nie mają końca. Bez pomocy z zewnątrz strona niemiecka sobie w tej materii nie poradzi ….. A może nie chce sobie poradzić?

Waldemar Maszewski, Hamburgtalerz z zastawy ewy braun na aukcji szkatulka ewy braun 1 na niemeickiej aukcji aparat fot. ewy braun na aukcji 2,w=559,c=0.bild