Niemieccy politycy, jak również politolodzy zgodnie twierdzą, że najnowsza afera szpiegowska z udziałem podwójnego agenta od dwóch lat działającego na rzecz USA, zdecydowanie zrujnowała resztki zaufania Berlina do Waszyngtonu. Postawę Amerykanów ostro skrytykował prezydent Joachim Gauck, jak również kanclerz Angela Merkel.
Podwójny agent zwerbowany przez amerykański wywiad od dwóch lat szpiegował dla Stanów Zjednoczonych. Od Amerykanów za przekazywane materiały otrzymywał wynagrodzenie w wysokości nawet do 25.000 euro jednorazowo. M.in. przekazywał poufne dokumenty z komisji śledczej Bundestagu, która zajmuje się sprawą podsłuchiwania telefonu komórkowego Angeli Merkel (notabene właśnie przez Amerykanów). 31 letni mężczyzna mieszkający w okolicach Monachium, wpadł pod koniec maja tego roku, gdy próbował skontaktować się z rosyjskimi służbami, proponując im swoje szpiegowskie usługi. Wysłał maila z ofertą współpracy, w którym – jako potwierdzenie jego możliwości szpiegowskich – m.in. dołożył plik z tajnymi dokumentami z Bundestagu. Złapany szpieg posiadał etat w niemieckim wywiadzie (BND). Służby wywiadowcze celowo deprecjonują jego znaczenie twierdząc, że był jedynie współpracownikiem niższym rangą. Pierwszego lipca został aresztowany. Jak twierdzi jego adwokat Klaus Schroth, aby poprawić swoją trudną obecnie sytuację prawną, mężczyzna składa dokładne i wyczerpujące wyjaśnienia.
Trudno będzie to przykryć.
Ujawnienie podwójnego agenta działającego na rzecz USA spowodowało prawdziwą burzę, która – co przyznaje wielu politologów – może wyrządzić wiele politycznych szkód. Politolog Clemmens Verenkotte jest przekonany, że obecna afera szpiegowska będzie miała poważne negatywne konsekwencje. Jego zdaniem niemiecki kontrwywiad nie ma wyjścia i musi wobec USA wzmocnić swoją aktywność, co nie spodoba się Amerykanom. Poza tym w ramach kontroli i kontrwywiadowczego przeciwdziałania już najwyższy czas, aby strona niemiecka uzyskała prawo do umieszczenia w siedzibie CIA w Berlinie swojego pełnomocnika – twierdzi Verenkotte. W podobnym tonie wypowiada się minister spraw wewnętrznych RFN Thomas de Maiziere, któremu podlega kontrwywiad. Federalny minister oczekuje nie tylko szybkiej i jednoznacznej reakcji Waszyngtonu, ale – jak twierdzi niemiecki dziennik „Bild Zeitung” – niemieckie MSW na poważnie rozważa możliwość rozszerzenia działania niemieckiego wywiadu na USA. „Amerykanie są co prawda najważniejszym partnerem Niemiec, ale to nie znaczy, że jest to bezkrytyczna przyjaźń” – stwierdził Thomas de Maiziere. Politycy opozycji i coraz częściej także CDU i CSU opowiadają się za wydaleniem z kraju amerykańskich szpiegów. Lewica idzie jeszcze dalej i żąda oficjalnego śledztwa wraz z możliwością przeszukania wszystkich baz amerykańskiego wywiadu na terenie Niemiec.
Przywódcy oburzeni.
Kanclerz i prezydent kraju ostrzegają Amerykanów i żądają szybkich wyjaśnień. Angela Merkel, która jest obecnie w Chinach podczas konferencji prasowej była zmuszona wbrew swoim zwyczajom, odnieść się do spraw wewnętrznych w kraju. Jej zdaniem, jeżeli zarzuty się potwierdzą, to mamy do czynienia z wyjątkowo poważną sprawą. „Jeżeli to prawda, to będzie dla mnie wyraźne zaprzeczenie tego, co uważam za opartą o zaufanie współpracę służb i partnerów – powiedziała Merkel w Chinach, dodając, że przypomina, iż szpiegowanie wśród przyjaciół jest niedopuszczalne. Oburzenie nie kryje także niemiecki prezydent, ostrzegając Amerykanów, aby nie bawili się w szpiegowanie wśród przyjaciół. „Mamy już dość” – zagrzmiał Joachim Gauck kierując swoje słowa w kierunku Waszyngtonu. Jego zdaniem obecna afera maksymalnie obciążyła wzajemne stosunki niemiecko-amerykańskie. Także szef niemieckiej dyplomacji Frank-Walter Steinmeier zażądał od USA natychmiastowego wyjaśnienia całej sprawy z podwójnym agentem. „Jeżeli zarzuty o podwójne szpiegostwo się potwierdzą, to nie będzie to błahostka, lecz afera dużego kalibru, której nie da się nikomu zamieść pod dywan” – stwierdził Steinmeier.
Duma urażona, ale współpracować trzeba.
Tutejsze media przyznają, że najnowsza afera szpiegowska postawiła federalny rząd w wyjątkowo niedogodnej i trudniej sytuacji, bowiem z jednej strony należałoby ostro zareagować wobec Amerykanów, nawet z użyciem jakiś wywiadowczych akcji odwetowych, ale z drugiej w obecnie istniejącej sytuacji na świecie, ze szczególnym uwzględnieniem kryzysu na Ukrainie i w Syrii, ale także na całym Bliskim Wschodzie, ścisła współpraca na linii Berlin – Waszyngton jest niezbędna.
Po co ten kontrwywiad?
Suchej nitki media nie zostawiają na niemieckim kontrwywiadzie, który ich zdaniem nie wypełnia swoich konstytucyjnych zadań. „To kompromitacja i co robi w parlamencie agent Federalnej Służby Wywiadowczej (BND), skoro bez problemu wypływają z niego tajne dokumenty” – zadaje retoryczne pytanie dziennik „Frankfurter Algemeine Zeitung”, „Berliner Zeitung” bez ogródek stwierdza, że po aferze podsłuchowej (Amerykanie podsłuchiwali niemieckie telefony w tym także Angeli Merkel) jest to kolejna i tym razem prawdziwa klęska rządu federalnego. Także hamburski „Der Spiegel” wyjątkowo źle ocenia pracę niemieckiego kontrwywiadu. W podobnym tonie piszą inne niemieckie gazety.
Szpiegostwo, czy współpraca?
Inaczej na aferę patrzy historyk i pisarz zajmujący się w swojej twórczości kwestiami także współczesnego wywiadu Josef Foschepoth, który jest zdziwiony, ale nie wykryciem podwójnego agenta, ale zrobieniem z tego wielkiej afery. Jego zdaniem określenie przyłapanego mężczyzny mianem podwójnego agenta jest nieadekwatne do sytuacji, bowiem BND od lat współpracuje z amerykańskim wywiadem, więc dokumenty (często także tajne) dość łatwo przechodzą z rąk do rąk. Foschepoth przypomina, że niemiecki BND jest w prostej linii wychowankiem amerykańskiego wywiadu, od którego się uczył w zasadzie wszystkiego, tak więc przekazanie Amerykanom jakiś tajnych dokumentów nie musi w danym przypadku wynikać ze szpiegowskiej pracy tajnego podwójnego agenta, ale być może mamy do czynienia z lekkomyślną, to jednak przysługą dla przyjacielskiego wywiadu. W taką interpretację nie wierzą niemieccy obywatele, którzy już od ponad dwu dekad wykazują się wyjątkowo antyamerykańskością. Dla zdecydowanej większości Niemców dużo większym przyjacielem jest każdy po kolei rosyjski przywódca – obecnie Wladimir Putin, aniżeli amerykański prezydent. Przeciętny Niemiec nie lubi Amerykanina i od lat żąda, aby jak najszybciej ostatni US-Army opuścił tutejszą ziemię. Coraz częściej padają żądania, aby natychmiast pozamykać legalnie działające do tej pory w Niemczech placówki CIA.