Zagrożenie dla turystyki i rybołówstwa czy konieczna dbałość o przyrodę? Komu posłuży wdrożenie programu „Natura 2000” na Helu i czy rzeczywiście jedynym gatunkiem niepodlegającym ochronie okaże się tam człowiek?
- Musimy chronić przyrodę, nie mam co do tego żadnych wątpliwości. – Kto lepiej zadba o środowisko naturalne niż my sami, którzy z tego żyjemy i umiemy to robić od wieków? – tak w skrócie można podsumować dialog między urzędnikami wdrażającymi na Półwyspie Helskim program „Natura 2000” a mieszkańcami Półwyspu. Plany ochrony obszarów „Natura 2000” wprowadzić ma rozporządzenie Ministra Środowiska, a przygotowane zostały przez Instytut Morski w Gdańsku na zlecenie Urzędu Morskiego w Gdyni. Ich cel to ochrona przyrody, w szczególności rzadkich i zagrożonych wyginięciem gatunków roślin i zwierząt. Jak wskazują mieszkańcy Półwyspu, gatunki, którym ma podobno grozić wyginięcie, mają się jednak dobrze i coraz lepiej. Gorzej natomiast może mieć się już wkrótce człowiek.
Konsultacje to nie monolog
Tym, czego najbardziej obawiają się mieszkańcy Półwyspu, jest groźba stworzenia przez ekologów poważnego zagrożenia dla turystyki i rybołówstwa. Program „Natura 2000” w swoim pierwotnym kształcie przewidywał na przykład zakaz połowu sieciami stawnymi w strefie głębokości poniżej 30 m (co w praktyce wyłącza z możliwości połowu kilkadziesiąt procent Zatoki Puckiej), znaczne ograniczenie możliwości korzystania z plaż i wód dla turystyki, sportów wodnych i żeglarstwa, zakaz oczyszczania plaż z materiału organicznego naniesionego przez morze, a także ochronę przybrzeżnych trzcin kosztem plaż.
Jak obawiają się mieszkańcy, wdrożenie tych postulatów może w znacznym stopniu osłabić turystykę w tym regionie, a także stworzyć kolejne utrudnienia w pracy rybakom – i tak dotkliwie już udręczonym wymogami Unii Europejskiej dotyczącymi chociażby limitów połowów. W zapisach programu „Natura 2000” znalazł się także ustęp zakładający obecność na kutrach ekologów monitorujących pracę rybaków. Ten zapis wzbudził szczególne oburzenie wśród mieszkańców Półwyspu.
- Czy my jesteśmy bandytami, których trzeba obserwować? Jaki to ma sens i cel? W czasie konsultacji społecznych zaproponowaliśmy pomysłodawcom tego rozwiązania, aby sami sobie zainstalowali monitoring, umożliwiając stronie społecznej obserwowanie ich działań – mówi w rozmowie z „Tygodnikiem Solidarność” Leszek Kucira, przewodniczący Ruchu Obrony Półwyspu, stworzonego w celu obrony interesów mieszkańców Helu.
Stowarzyszenie powstało w wyniku poczucia niezainteresowania strony rządowej wdrażającej projekt „Natura 2000” nawiązaniem realnego dialogu z mieszkańcami Półwyspu w celu wypracowania koniecznego kompromisu. – Ruch Obrony Półwyspu powstał dlatego, że w czasie konsultacji społecznych, jakie odbyły się w Urzędzie Morskim w Gdyni, głos ludności zamieszkującej te okolice nie został wysłuchany. Miał zostać znaleziony złoty środek pomiędzy naturą a człowiekiem, a tymczasem człowiek w tym wszystkim zupełnie przestał się liczyć – uważa przewodniczący Stowarzyszenia. W ROP-ie zjednoczyli się ludzie żyjący z turystyki, rybołówstwa, gastronomii czy z wynajmowania pól namiotowych. Wszyscy oni czują się bowiem zagrożeni zapisami, jakie znalazły się w projekcie „Natura 2000”, a także samym trybem ich uchwalania. – Konsultacje społeczne, które w założeniu miały stanowić dialog ze społeczeństwem, w istocie okazały się monologiem. Społeczeństwu wyznaczono rolę słuchacza – tłumaczy wzburzony Kucira.
Opinię przewodniczącego ROP-u potwierdza burmistrz Jastarni, Tyberiusz Narkowicz. – Jako mieszkańcy braliśmy udział we wstępnych pracach dotyczących przygotowania programu „Natura 2000”. Wiele naszych uwag zostało pominiętych, co poskutkowało protestami mieszkańców – zauważa samorządowiec, wskazując jednocześnie na inną kwestię sporną, jaką stały się plany zagospodarowania przestrzennego Półwyspu. Przeszły one wszystkie konieczne uzgodnienia, tymczasem projekt planu ochrony obszaru „Natura 2000” przymusza gminę do ich zmiany, ponieważ ktoś stwierdził, że miasto zbliża się do Zatoki, a to może płoszyć ptaki gnieżdżące się w trzcinach.
Kto burzy spokój mew?
Zagrożenie dla ptactwa mieliby stanowić także amatorzy sportów wodnych, a nawet… uczestnicy organizowanego co roku Marszu Śledzia – ciekawej atrakcji turystycznej polegającej na wspólnym marszu mielizną ciągnącą się od Kuźnicy do Rewy. – Obszar ten był uczęszczany przed wojną, spotykali się tam wczasowicze, odbywały się nawet zabawy taneczne. Od czasów okupacji niemieckiej aż do 1992 roku istniał tam poligon wojskowy. W ostatnich latach obszar ten spopularyzował się w świadomości społecznej. Zaczęto znów organizować atrakcje turystyczne, takie jak np. Marsz Śledzia. Tymczasem ekolodzy chcą zakazać organizowania tego Marszu, aby nie płoszyć obecnych na tym terenie mew – wskazuje burmistrz Jastarni.
Kolejnym kontrowersyjnym pomysłem ekologów jest projekt rewitalizacji przyrody helskiej mający na celu przywrócenie na tym terenie rodzimych gatunków fauny i flory. Problem jednak w tym, że „nierodzime” gatunki są już mocno „zasiedziałe” na Helu i dobrze wkomponowane w jego krajobraz i ekosystem.
- „Rewitalizacja” oznacza np. wykarczowanie z Helu kosodrzewiny oraz „nierodzimych” drzew. Zadawaliśmy jednak ekologom pytania o definicję słowa „nierodzimy”. Do jakich lat mamy się cofnąć, żeby dany gatunek uznać za „rodzimy”? Do średniowiecza czy prehistorii? I jaki jest cel takich zabiegów? – pyta Leszek Kucira.
W sposób naturalny wśród mieszkańców Półwyspu pojawiają się pytania o to, kto na tych zmianach korzysta i czy na pewno jest to ogół społeczeństwa, czy też może jedynie jego wąska grupa pozyskująca od Unii Europejskiej granty na mniej lub bardziej konieczną ochronę rozmaitych gatunków roślin i zwierząt.
- Poprawianie natury na Helskim Cyplu w ramach renaturalizacji szaty roślinnej (opryski, wycinka drzew, usuwanie tzw. „nierodzimej” roślinności oraz niszczenie umocnień wydm) to również w opinii mieszkańców Półwyspu działania kontrowersyjne, bez żadnej korzyści ekologicznej. Uważamy, że tak duże pieniądze (3 mln 790 tys. zł) można wydać znacznie korzystniej dla naszego środowiska niż na działania kosmetyczne. Niestety nikt w tej sprawie mieszkańców nie pytał – czytamy na profilu Ruchu Obrony Półwyspu.
Mieszkańcy Helu niebezzasadnie zadają pytania o to, kto lepiej zadba o naturę niż oni sami? – Przecież robimy to od wieków. Jest to w naszym żywotnym interesie, ponieważ stanowi to nasze źródło utrzymania. Dbamy o zatokę, zarybiamy ją, żeby odbudowywać faunę. Tymczasem zarzuca nam się, że ją niszczymy – podnosi przewodniczący ROP.
Zachęcanie przez odstraszanie?
Mieszkańcom Helu zależy nie tylko na ochronie przyrody na terenie Półwyspu, ale także na odpowiedniej promocji regionu. Wsparcie organów państwowych w obu tych działaniach powinno być oczywistością. Tymczasem, jak podają na swoim profilu członkowie ROP-u, Uniwersytet Gdański wydał ulotkę „reklamującą” (sic!) Półwysep, na której znalazły się między innymi następujące informacje:
„Na turystów oprócz morza i słońca czekają na pewno wielogodzinne korki, na helskiej szosie, więcej samochodowych spalin niż jodu na rowerowej ścieżce, tłok na plażach, przeludnione kempingi, niedostatek wolnych stolików w restauracjach i barach. U brzegów pojawiają się butwiejące algi, zakwity sinic i potencjalne ryzyko kontaktu z ich toksynami. Urok naturalnego krajobrazu zakłócają krzykliwe reklamy oraz zaśmiecone plaże i wydmy (…) trudno w smażalniach znaleźć świeże ryby, a te które są, nie dawno zakończyły tarło lub są w jego trakcie (…), wysokie ceny to letniskowa norma”. Członkowie Stowarzyszenia wysłali do władz Uniwersytetu Gdańskiego pismo z pytaniem o cel „reklamowania” Półwyspu w tak kuriozalny sposób.
Czy w czasie wdrażania programu „Natura 2000” uda się pogodzić wymogi ekologów z interesami mieszkańców? Z pewnością jedyną drogą do wyjaśnienia kontrowersji będzie tutaj przeprowadzenie rzetelnych konsultacji społecznych. O gotowości do takiego dialogu zapewnia dyrektor Urzędu Morskiego w Gdyni. – Z początku w trakcie konsultacji społecznych wyrażano obawy, iż wszystko to, co wiąże się z ekologią, musi stanowić zagrożenie dla ludności. Ostatnie spotkania pokazały zupełnie inny obraz tego, co faktycznie ma się zdarzyć – mówi Andrzej Królikowski w rozmowie z „Tygodnikiem Solidarność”. – Obawy dotyczące rybołówstwa są zupełnie nieuzasadnione. Jeżeli istniałoby tutaj jakiekolwiek zagrożenie, już dawno zostałoby to ogłoszone – uspokaja, dodając, iż w jego opinii protesty mieszkańców są przedwczesne.
Jak podkreślają przedstawiciele Urzędu Morskiego w Gdyni, projekt „Natura 2000” dla Półwyspu Helskiego zostanie pod koniec sierpnia przekazany Ministerstwu Środowiska, którego ustawowym obowiązkiem będzie przeprowadzenie ponownych konsultacji społecznych.
Dotychczasowy sposób prowadzenia dialogu z mieszkańcami wydaje się jednak uprawniać ich do wyrażania obaw co do tego, czy ich głos zostanie wysłuchany. Przewodniczący ROP dzieląc się doświadczeniami w prowadzeniu dialogu z przedstawicielami urzędów mówi: – Kiedy próbowałem zabrać głos, po dwóch minutach odbierano mi tę możliwość. Naukowcy mieli tymczasem możliwość pełnego wypowiadania się. Tak nie może być, jeżeli nie zostaniemy wysłuchani, wyjdziemy na ulicę.
Agnieszka Żurek (art, ukazał się na www.wpolityce.pl)