Nieoczekiwanie dla samych Niemców pomysł wprowadzenia regulacji prawnych dotyczących płacy minimalnej dla wszystkich, ostro krytykowany i oprotestowany przez wiele państw (w tym także Polskę) a także przez Komisję Europejską, zyskał zwolenników w Polsce. Szefowie polskich związków zawodowych „Solidarność’, OPZZ oraz FZZ przesłali list do federalnej minister pracy i spraw socjalnych Andrei Nahles, w którym zachęcają ją do podtrzymania obecnego stanowiska przed Komisją Europejską.
List został przez Leszka Miętka, Tadeusza Kucharskiego i Zenona Kopyścińskiego podpisany 22-go stycznia, ale sprawa szerzej ujrzała światło dzienne kilka dni później. Od jego upublicznienia w niemieckich mediach niemieccy komentatorzy nie mogą wyjść z podziwu, że najpierw strona Polska (rząd, politycy, publicyści, pracodawcy, ale także wielu zainteresowanych pracowników branży transportowej) ostro i zdecydowanie protestowała zarówno w Berlinie, jak i w Brukseli, aby później polscy związkowcy po prostu wsparli niemieckie rozwiązania. W liście związkowcy piszą m.in.: wyrażamy poparcie i zrozumienie dla działań rządu niemieckiego, który wprowadził ustawową płacę minimalną obejmującą wszystkich pracowników wykonujących pracę na terenie Niemiec, a w szczególności polskie firmy spedycyjne i transportowe zatrudniające kierowców i maszynistów kolejowych, którzy wykonują przewozy na terenie Niemiec. Równocześnie apelujemy do Pani Minister o podtrzymanie niemieckiego stanowiska w sprawie interpretacji przepisów dotyczących pacy minimalnej w toku wyjaśnień, o które zwróciła się do Niemiec Komisja Europejska. Ponadto związki wyraziły zaatakowały polski rząd pisząc, że: rząd polski postanowił być wyłącznie wyrazicielem interesów pracodawców, uznając, iż polski pracownik może być nierówno traktowany. Z przykrością stwierdzamy zatem, iż to rząd niemiecki w większym stopniu troszczy się o godziwe wynagrodzenie dla polskich pracowników, niż rząd polski – czytamy w liście.
Strona niemiecka zachwycona.
Niemieckie media nie udają, że takie stanowisko polskich związkowców ich smuci, gdyż ono w zasadzie przypieczętuje niemieckie rozwiązanie. Tutejsze media są zdziwione, ale bardzo zadowolone. „To zdecydowanie pomorze w rozmowach rządu Angeli Merkel z unijną komisarz ds. transportu Violetą Bulc na temat niemieckich regulacji płacy minimalnej” – przyznaje hamburski „Der Spiegel”, także inne gazety wyrażają zdziwienie, że najpierw Polska oprotestowuje dane regulacje, a później związkowcy z naszego kraju je popierają. We wszystkich niemieckich tekstach na ten temat wyczuwana jest jednocześnie duża ironia, ale także satysfakcja.
Chyba nie wszystko zrozumieli.
Taka postawa naszych związkowców dziwi także naszych spedytorów i polskich kierowców, którzy nie rozumieją tak bezrefleksyjnego poparcia dla niemieckiego rządu. Kierowca TIR-a z Polski, z którym rozmawialiśmy w hamburskim porcie (chce pozostać anonimowy) stwierdził, że czuje się zupełnie pogubiony. „Najpierw wszyscy piszą, że niemiecka płaca minimalna dla polskich spedytorów jest dla nas kierowców dużym zagrożeniem, a teraz nasze związki zawodowe mówią coś odwrotnego, to, w co ja mam wierzyć” – użala się polski kierowca i ma rację, bowiem postawa liderów związków jest wyjątkowo dziwna. Wydaje się, że liderzy związkowi nie do końca zrozumieli zagrożenia, jakie płyną do Polski w wyniku wprowadzenia płacy minimalnej także dla polskich firm. Twierdzenie zawarte w liście, że jest to skuteczny sposób na zrównanie płacy polskiego i niemieckiego kierowcy jest zwykłą mrzonką, a poza tym warto przypomnieć, że groźba niemieckich regulacji znajduje się gdzieś indziej. Mianowicie dane przepisy dają niemieckiej administracji możliwości nakładania horrendalnych kar i prowadzenia ścisłej kontroli polskich kierowców, ale także polskich firm.
Kary mogą być gorsze niż jakiekolwiek zyski.
Przypomnijmy, że od stycznia na niemieckich drogach pojawili się kontrolerzy celni sprawdzający, czy zagraniczne podmioty delegujące pracowników do pracy na terenie Niemiec przestrzegają niemieckich przepisów dotyczących płacy minimalnej. Zgodnie z nimi każda firma spedycyjna mająca zamiar wysłać do Niemiec lub przez Niemcy swój pojazd musi kierowcę wyposażyć w odpowiednie dokumenty, które jeszcze przed podjęciem pracy na terenie niemieckim, należy ściągnąć ze stron niemieckiego Urzędy Celnego (Deutsche Zoll – Bundesfinanzdirektion West). Dwustronicowy dokument (www.formulare-bfinv.de), należy wydrukować, wypełnić po niemiecku i przesłać faksem na numer oddziału celnego w Kolonii (0049 221 964870). Taka rejestracja jest już obowiązkowa. Ponadto polscy przewoźnicy muszą w niemieckim urzędzie celnym złożyć listę zatrudnionych pracowników, ich umowami o pracę, dokumentacją czasu pracy, rozliczeniem wynagrodzeń i potwierdzeniem wypłaty – wszystko w języku niemieckim.
Nie wykonanie tego grozi ogromnymi karami. W przypadku ustalenia, iż kierowca jedzie bez ważnych dokumentów kara wyniesie do 50.000 euro, a za udowodnienie, iż pracodawca korzysta z pracowników (kierowców) bez zapewnienia im wynagrodzenia minimalnego, kara może wynieść nawet 500.000 euro. I właśnie to jest to wielkie niebezpieczeństwo, bowiem niemiecki ustawodawca wprowadził tak sformułowaną płace minimalną, nie dlatego aby pomóc polskim pracownikom, ale raczej aby utrudnić życie konkurentom, w tym wypadu polskim firmom spedycyjnym. Oby ten niebezpieczny flirt liderów polskich związków zawodowych z niemieckim rządem nie skończył się dla nas niekorzystnie, kiedy strona niemieckie do propagandowych celów wykorzysta to ryzykowne wsparcie, aby po zalegalizowaniu przepisów karać polskich kierowców bez opamiętania. Wtedy będziemy mieli zyski.
W sierpniu zeszłego roku Bundestag przyjął ustawę o regulacji ogólnej płacy minimalnej. Od 1-go stycznia 2015 roku weszła w życie ustawa (Mindeslohngesetz) ustalająca płace minimalną w wysokości 8.50 euro za godzinę. Takie wynagrodzenie przysługuje wszystkim pracownikom wykonującym pracę w Niemczech. Te najnowsze regulacje prawne obowiązują na całym obszarze RFN i podporządkować im się muszą także zagraniczne podmioty delegujące pracowników do pracy na terenie Niemiec, ale także te, których kierowcy przejeżdżają przez ten kraj tylko tranzytem. Ten przepis prawny dotyczy także firm transportowych, które nie mają siedziby w Niemczech, a które jedynie świadczą usługi transportowe na terenie tego kraju.
Waldemar Maszewski