Więcej wątpliwości niż optymizmu.

SAMSUNGBez widocznego rezultatu skończyła się 51. Międzynarodowa Konferencja Bezpieczeństwa w Monachium. Od lat jest to olbrzymie forum polityczne, gdzie spotykają się najważniejsi politycy świata. W tym roku wojna na Ukrainie w zasadzie zdominowała całe obrady. Pierwsze pokonferencyjne komentarze nie napawają zbyt dużym optymizmem, bowiem zgodnie z opiniami wielu komentatorów jedynym zwycięzcą zmagań dyplomatycznych „na szczycie” jest wielki nieobecny w Monachium: Wladimir Putin.

Już w poniedziałek w kuluarach monachijskiej konferencji, wśród dziennikarzy dominowała opinia, że w tej chwili zwycięzcą ostrego dyplomatycznego kryzysu spowodowanego wojną (w Niemczech słowo wojna zastępuje się określeniem konflikt i to w dodatku bez wskazywania winowajcy) na Ukrainie jest Wladimir Putin, który co prawda sam nie pojawił się w Monachium, ale wysłał swojego szefa dyplomacji Siergieja Ławrowa. Ten ostatni zakpił sobie z uczestników konferencji, kłamiąc podczas swojego wystąpienia na temat przyczyn i przebiegu wojny na Ukrainie w żywe oczy. O lekceważącym wszystko i wszystkich rosyjskim podejściu może świadczyć fakt, że Ławrow pomimo, iż językiem obrad zawsze w Monachium oficjalnie jest język angielski, pomimo jego znajomości, cały czas mówił po rosyjsku. Polityka Putina z punktu widzenia Moskwy odniosła sukces, bowiem udało mu się jeszcze bardziej skłócić Waszyngton z Berlinem, ale także wprowadzić duże zamieszanie w szeregi państw unijnych. Działający razem jako samozwańczy duet negocjacyjny Paryż i Berlin naraził się na krytykę ze strony kilku krajów EU (m.in. bałtyckich czy Polski). Została już całkowicie złamana zasada solidarności unijnej, doszło do tego, że berlińscy politycy nie informują już nikogo o swoich poczynaniach. Działają sami. Zresztą występujące obecnie dwie opcje możliwych rozwiązań ukraińskiego kryzysu już oficjalnie używają określeniami „droga amerykańska” i „droga niemiecka”. Czyli już nawet nikt nie ukrywa, że nie ma wspólnej drogi unijnej, a pozostała tylko droga niemiecka.

Polska wybiera amerykańską drogę.

W rozmowie z „Forum Polonijnym” minister obrony RP Tomasz Siemoniak w Monachium wyraził się jasno, że niedawne rozmowy w Kijowie i w Moskwie kanclerz Merkel i prezydenta Hollanda były inicjatywą wyłącznie tych państw, a nie Unii Europejskiej ani NATO. „Nie możemy Manet mówić, czy popieramy misję Berlina i Paryża, bowiem nie jesteśmy inicjatorami tych propozycji” – powiedział w Monachium polski minister, dodając, że te działania nie dzieją się ani w formacie unijnym, ani w formacie w którym Polska uczestniczy. „Dobrze życzymy tej misji” – dodał Siemoniak ale przyznał – trudno popierać coś czego szczegółów nie znamy. To samo powtórzył nam były ambasador RP w Waszyngtonie Jan Reiter, który ponadto zaznaczył, że jak na razie to nie widać, aby ta inicjatywa przyniosła widoczne rezultaty.

Co będzie dalej?

Podczas konferencji w Monachium minister Siemoniak nie zechciał skomentować naszych „zasłyszanych w kuluarach spekulacji”, że Władimir Putin zgodzi się łaskawie na pokój, ale pod pewnymi korzystnymi dla niego warunkami: Krym będzie już utracony na zawsze i pozostanie w rosyjskich rękach, Ukraina musi natychmiast zakończyć działania wojenne na wschodzie kraju i musi natychmiast wycofać swoje wojska z terenów „wolnych Republik” Donieck i Ługansk. Ponadto Kijów musi zrezygnować ze swoich aspiracji prozachodnich i pronatowskich. No i być może najważniejsze danie, aby separatyści znaleźli się przy stole negocjacyjnym, jako praworządna strona rozmów. To co było spekulacjami stało się faktem. Już dzisiaj oficjalnie o takim właśnie scenariuszu mówią niemieckie media, a sam Putin opowiada o tych warunkach w wywiadach. Coraz częściej Niemcy się godzą z faktem, że Ukraina za ewentualny pokój będzie musiała zapłacić dużą cenę, … m.in.: Krymem, w jakimś sensie utratą wschodniej części kraju i wyzbyciem się swoich prozachodnich aspiracji. I nie na wiele zdadzą się zapewnienia Vitaliego Kliczki, który w rozmowie z „Forum” podczas konferencji w Monachium zapewniał, że jego naród nigdy nie zgodzi się na oddanie nawet małej cząstki swojego terytorium. Niech się Pan Panie Kliczko nie przejmuje – wystarczy, że się na to zgodzi Angela Merkel, a reszta zachodniego świata (jak zwykle zresztą) to zaakceptuje.

Czy jest szansa na pokój? Czy lepsza broń, czy dyplomacja?

Jak powiedział w rozmowie z nami minister Siemoniak Polska jest konsekwentna i nie zmienia swojego stanowiska w kwestii sprzedaży broni na Ukrainę. „Polski przemysł obronny jest gotowy do współpracy z Ukrainą” – zapewnił minister i dodał – już udzieliliśmy pomocy armii ukraińskiej w wysokości 4 miliony euro i już szykujemy następna transzę. Jednak po powrocie do Warszawy szef polskiego MON-u zmienił zdanie mówiąc, że jednak lepsze są rozmowy niż armaty. Tym samym dość nieoczekiwanie złagodził swoje dotychczasowe Stanowisko, informując, iż Polska nie wyśle na Ukrainę swoich armat, a jedynie jest gotowa na wysłanie czegoś w rodzaju koców, plandek i racji żywnościowych.

Tak jak Niemcy.

Oznacza to, iż polski rząd zmienia kierunek w tej kwestii odwracając się do USA i przekierowując w kierunku Berlina. Niemieccy politycy od dawna mówią wprost, że broni na Ukrainę nie wyślą i będą się takim działaniom ostro sprzeciwiać. Pełnomocnik rządu niemieckiego ds. stosunków transatlantyckich (jest na tym stanowisku od kilku miesięcy) Joerg Hard także jest stanowczy i zapewnia, że niemiecka broń na Ukrainę nigdy nie zostanie wysłana. Jego zdaniem pokój na Ukrainie może przywrócić tylko dyplomacja pod niemieckim kierownictwem i jest pewien, że pani Merkel przekona Obamę do europejskiej, czytaj niemieckiej drogi rozwiązania kryzysu. Także on podobnie jak większość tutejszych polityków uważa, że militarnie wojny z Rosją zachód nie wygra, a wysyłanie tam broni tylko konflikt zwiększy.

Rozsądek, czy zwykłe tchórzostwo?

Amerykanie z kolei w prywatnych rozmowach nazywają Niemców tchórzami i naiwniakami. Republikański senator z USA John McCain w wywiadzie dla telewizji ZDF ostro skrytykował politykę kanclerz Angeli Merkel w sprawie Ukrainy, porównując ją do polityki appeasementu wobec Hitlera przed II wojną. Słowa te tak oburzyły wszystkich Niemców, że zaczęli żądać oficjalnego przeproszenia, którego się jednak nie doczekali.

Prywatnie niemieccy dziennikarze (i to ci z górnych półek) przyznawali w rozmowie ze mną, że mieliśmy rację, (jako Polacy) wtedy, gdy ostrzegaliśmy Europę, w tym kanclerz Merkel przed zbytnim bezrefleksyjnym zbliżaniem się do Putina. I chociaż wyszło na nasze, to – jak mnie zapewniali – po pierwsze nikt w Niemczech się do tego oficjalnie nie przyzna, a po drugie i tak sytuacja jest na tyle groźna, że już nie ma, o co się kłócić, tylko trzeba wspólnie znaleźć dobre rozwiązanie.

Konferencja sukcesu, czy porażki?

Nie ulega wątpliwości, że Międzynarodowa Konferencja Bezpieczeństwa w Monachium to od lat największe niezależne forum wymiany poglądów na temat światowego bezpieczeństwa. W tegorocznej wzięło udział ponad 500 wpływowych polityków, dyplomatów i przywódców najważniejszych organizacji międzynarodowych, w tym 20 szefów państw, 60 ministrów spraw zagranicznych lub obrony, szefowie NATO, ONZ i Unii Europejskiej. W Monachium znaleźli się także politycy i przedstawiciele wielu partii politycznych, tych znajdujących się u władzy, jak i tych z opozycji. Podczas konferencji doszło do kilkuset formalnych i nieformalnych, zakulisowych spotkań polityków i ekspertów. W tym roku Polskę reprezentowali ministrowie obrony i spraw zagranicznych, oraz marszałek Sejmu RP. Wielka szkoda, że Prawo i Sprawiedliwość od lat lekceważy tego typu międzynarodowe spotkania i nie wykazuje żadnego zainteresowania monachijską konferencją. Na takich „imprezach” należy po prostu być.

Dyplomacji ciąg dalszy.

Pani Merkel prosto z Monachium poleciała do Waszyngtonu. Czy przekona Obamę, aby nie wysyłał broni na Ukrainę? Cześć niemieckich dziennikarzy, z którymi rozmawiałem twierdzi, że nawet, jeżeli go od razu nie powstrzyma, to na pewno opóźni decyzję na ten temat i będzie próbowała w tym czasie nadal rozmawiać z Putinem. Niemcy boją się wojny i dlatego są zdecydowanymi przeciwnikami wysyłania jakiejkolwiek broni (nawet tej obronnej) na Ukrainę. Odnosi się wrażenie, że w tym uporze jest coraz mniej logiki, a coraz więcej jakiegoś niezrozumiałego zacietrzewienia. Niemieccy generałowie mówią wprost „wysyłanie broni na Ukrainę to idiotyzm” – to słowa generała w stanie spoczynku Haralda Kujata, ale to samo twierdzi cała masa dziennikarzy i polityków z samą kanclerz na czele. Nikt na razie nie wie jak przebiegną rozmowy w Mińsku, ale jedno jest pewne w tej i nie tylko w tej sprawie Unia Europejska nie mówi jednym głosem, a Waszyngton leży coraz dalej od Berlina. Były ambasador USA w Berlinie stwierdził wprost, że ostatnia inicjatywa niemiecko-francuska była oznaką słabości, która jedynie popycha Rosje do dalszej eskalacji wojny. Nikt jednak nie słucha dzikich kowboi i spór pozostał. Najpierw konferencja MSC została okrzyknięta miejscem ostatniej szansy, aby przywołać pokój, niestety nie wyszło. Teraz takim miejscem ma być Mińsk …… ale nikt nie jest już tego pewien. Ciągle mamy więcej wątpliwości niż nadziei.

Waldemar Maszewski. Monachium.