Szczyty niemieckiej hipokryzji.

Größenänderung BZW sprawie nowelizacji ustawy o polskim Trybunale Konstytucyjnym niemieccy politycy oraz tutejsze media, napuszczone przez usłużnych polskich dziennikarzy wrzeszczą z całych sił o łamaniu prawa przez polski rząd, o jakoby działaniach niedemokratycznych, o zamachu na konstytucję, lecz zapominają, że oni sami wielokrotnie (nawet ostrzej) atakowali swój Bundesverfassungsgericht (Federalny Trybunał Konstytucyjny) i nawoływali do ograniczenia jego wpływów nawet poprzez zmiany konstytucji.

Niemieckie media oraz tutejsi politycy ostro atakują polski rząd zarzucając mu, że demontuje demokrację, bowiem pozbawia Trybunał Konstytucyjny należnej mu władzy. Zdaniem niemieckich autorów jest to działanie sprzeczne z prawem, niekonstytucyjne, no i przede wszystkim niespotykane w cywilizowanym świecie. Dochodzi do tego, że po uchwaleniu przez polski parlament nowelizacji ustawy o Trybunale Konstytucyjnym niemiecki znany dziennik „Frankfurter Allgemeine Zeitung” na poważnie zastanawia się nad możliwymi sankcjami dla Polski za jakoby naruszanie wspólnych unijnych wartości. Przy okazji w stosunku do polskiego rządu autorytarnie padają słowa: niespotykane, niedemokratyczne, godne potępienie itd.

Niemiecka hipokryzja.

Przypomnijmy wszystkim Niemcom, że wśród wielu polityków, ale także w mediach wielokrotnie dochodziło do ostrego ataku na ich rodzimy Bundesverfassungsgericht (BVG – Federalny Trybunał Konstytucyjny), któremu nader często zarzucano, iż wychodzi przed szereg i zamiast zajmować się tylko tym, do czego został stworzony, czyli do badana zgodności uchwalanego prawa z konstytucją, próbuje zastępować niemiecki parlament i niemiecki rząd. Dziennik „Berliner Zeitung” już rok temu pisał, że BVG zdecydowanie posiada zbyt duży wpływ na niemiecką politykę. Już wtedy zastanawiano się bardzo poważnie nad możliwościami zmian w konstytucji, bowiem tylko tak można to zmienić. Sięgnijmy jeszcze głębiej w przeszłość, kiedy to ówczesny kanclerz Konrad Adenauer nazwał Trybunał Konstytucyjny „Niemieckim Dyktatorem” i już wtedy próbował mu odebrać część kompetencji. W 2013 roku „Der Tagesspiegel” krytykując sędziów BVG za działania stricte polityczne, nazwał ich dość obraźliwie (przynajmniej dla sędziów) „Die Ueberpolitiker aus Karlsruhe – Nadpolitykami z Karlsruhe”.

Przypomnijmy także ten rok, kiedy to większość chadeckich polityków kilkukrotnie stwierdzała, że sędziowie BVG zdecydowanie przekraczają swoje kompetencje i próbują zstępować zarówno rząd jak i parlament. Czy już nikt w Niemczech nie pamięta, że przewodniczący Bundestagu Norbert Lammert (wywiad dla Welt Am Sonntag kwiecień 2015) stwierdził, że należy zmienić niemiecką ustawę zasadniczą, aby można było zreformować Trybunał Konstytucyjny. A może warto przypomnieć niemieckim politykom, słowa ich koleżanki, szefowej grupy CSU w Bundestagu Gerdy Hasselfeld, która stwierdziła (FAZ – Frankfurter Allgemeine Zeitung maj 2015 rok), że jej zdaniem w ostatnich latach sędziowie BVG często wydając wyroki przekraczali swoje kompetencje. Kilka miesięcy temu wyroki Trybunału ostro krytykował także niemiecki europoseł Elmar Brok (CDU), wtórował mu szef frakcji CDU Volker Kauder. O zbyt dużym upolitycznieniu Federalnego Trybunału Konstytucyjnego pisały nie tylko niemieckie Gazety, ale także donosiła o tym niemiecka telewizja. Program ARD w jednym z programów publicystycznych na ten temat przypominał, że rolą BVG jest kontrola zgodności tworzonego prawa z konstytucją, a nie tworzenie prawa.

Tak więc dzisiejszy atak niemieckich polityków oraz niemieckich mediów na polski rząd, który znowelizował ustawę o polskim Trybunale Konstytucyjnym jest zwykłym cynizmem i hipokryzją.

Należy ograniczyć wpływ niemieckiej propagandy.

Polski mainstream najpierw donosząc na własny kraj, później bez opamiętania grzmi i straszy: „niemieckie media oburzone postępowaniem polskiego rządu w sprawie Trybunału Konstytucyjnego obawiają się o stan demokracji w Polsce (…) Berlin widzi zagrożenie wolności słowa, wolności obywatelskich oraz ładu prawnego poprzez niedemokratyczne czyny w Warszawie”. To prawda, że niemieckie gazety bez pardonu od wielu tygodni zajadle atakują zarówno rząd Beaty Szydło, prezydenta Andrzeja Dudę, ale także całą partię Prawa i Sprawiedliwości i samego prezesa Jarosława Kaczyńskiego. Nie ma dnia, aby tutejsze gazety nie straszyły naszym rządem, a tutejsze radio lub telewizja (ta najmniej) nie porównywały nas do faszyzujących nacjonalistów, (w negatywnym znaczeniu) do Węgrów, czy do politycznych przestępców. Tak zajadła propaganda antypolska niestety przynosi dość szybko efekty, bowiem lawinowo przybywa w Niemczech przeciwników obecnej polskiej władzy i odwrotnie w prywatnych rozmowach zwykli Niemcy zaczynają wspominać: jak to dobrze było za czasów Tuska, kiedy nikt nie musiał się przejmować ich wschodnim sąsiadem. „Gdy Tusk był premierem nie musieliśmy się bać polskich rządów – przyznała w rozmowie z GPC mieszkanka Hamburga o imieniu Helga (70 lat) – Co wy tam teraz wyprawiacie – dodała już wyraźnie zdenerwowana.

Celowo psują nam wizerunek.

Tego typu rozmowy dobitnie pokazują, że negatywna propaganda medialna odnosi skutek, bowiem przeciętny Niemiec, który czerpie swoją wiedzę z telewizji i prasy już wie, że nowy polski rząd zagraża demokracji nie tylko u siebie, ale także w Niemczech i w całej Unii Europejskiej. Wspomniana wyżej Helga (typowy przedstawiciel niemieckiej społeczności) nie słucha już żadnych tłumaczeń, bowiem ona dużo słucha telewizji i czyta gazety, gdzie na okrągło docierają do niej informacje o strasznych rzeczach, jakich dokonuje polski rząd w swoim kraju. „Przecież wielokrotnie o tym czytałam” – stwierdza Helga zamykając wszelką dyskusję i kończąc znajomość. Ta nachalna propaganda działa nie tylko na Niemców, ona negatywnie odbija się także w środowisku polonijnym. Był już moment, gdy wydawało się, iż po zwycięstwie Andrzeja Dudy i krótko po wygranej Pis-u w parlamentarnych wyborach „polski obóz patriotyczny” w Niemczech odżył, nabrał pewności siebie, a tutejsi Polacy nabrali odwagi i zaczęli odważnie przyznawać się do tego, że popierają prawicę. Niestety niemiecki medialny (wspierany przez polski mainstream) atak na obecny rząd jest tak zmasowany, że duża część prawdziwej patriotycznej Polonii ponownie milknie i zaczyna przechodzić do podziemia. Polacy w Niemczech powoli znowuż zaczynają bać się przyznawać, iż głosowali na prawicę. Jeżeli polski rząd ma zamiar skuteczniej niż do tej pory, przeciwstawić się tej nachalnej propagandzie, to jedynym sposobem jest zaangażowanie w ten projekt chętnych do współpracy tej części Polonii, która nie obawia się pisania w różnych niemieckich, lub polonijnych polsko i niemieckojęzycznych mediach prawdy.

Waldemar Maszewski, Hamburg.