“Nasi ojcowie przelewali za Polskę krew, a my oddajemy niepodległość w sposób demokratyczny. To się nie mieści w głowie” – takie komentarze można było usłyszeć po tym, jak część europosłów opozycji poparła podczas posiedzenia Komisji ds. Konstytucyjnych PE (COFE) proponowane przez Niemcy zmiany traktatowe. Sposób, w jaki unijny mainstream zdecydował się zmieniać traktaty nie ma jednak nic wspólnego z właściwie rozumianą demokracją. To nic innego, jak lewicowy zamach na kraje członkowskie Unii Europejskiej, w tym również Polskę, przed którym jednak mamy jeszcze szansę się obronić.
“Dokument przyjęty przez Komitet Spraw Konstytucyjnych trafi teraz pod obrady Parlamentu Europejskiego, w którym federaliści dysponują większością głosów. Jeśli zostanie przegłosowany, rozpocznie się procedura zmiany traktatów europejskich. Nawet wtedy jednak zmiana traktatów będzie wymagała jednomyślnej decyzji wszystkich państw członkowskich. Polska konstytucja wymaga dla ratyfikacji umowy ograniczającej polską suwerenność akceptacji większości 2/3 Sejmu (307 posłów przy pełnej frekwencji) i 2/3 Senatu (67 senatorów przy pełnej frekwencji). To oznacza, że „tęczowej koalicji” Donalda Tuska brakować będzie aż 59 głosów w Sejmie i 1 głosu w Senacie. Naszym zadaniem jest zatem utrzymać tę przewagę i skutecznie powstrzymać ratyfikację” – uspokaja adw. Jerzy Kwaśniewski z Instytutu na Rzecz Kultury Prawnej Ordo Iuris.
“Im większa będzie liczba państw przekonanych do obrony suwerenności i do sprzeciwu wobec planu budowy europejskiego superpaństwa, tym większa szansa, że federalistom nie uda się złamać ich sprzeciwu. Dlatego nieustannie rozwijamy naszą sieć międzynarodowej współpracy, przekonując ośrodki analityczne i polityków innych państw członkowskich do sprzeciwu wobec projektu poprawek. Naprawdę wiele będzie zależało od naszego zaangażowania i konsekwencji” – dodaje.
Zaangażowany w uświadamianie co do konsekwencji przyjęcia rewolucyjnych poprawek traktatowych jest również Instytut Myśli Schumana. Analitycy IMS przestrzegają, że proponowane mechanizmy, które z pewnością zostaną przegłosowane, utrwalą dyktat najsilniejszych państw – Francji i Niemiec – nad państwami słabszymi i umożliwią podejmowanie decyzji ponad głowami tych ostatnich. “Wiele istotnych spraw, w tym również te odnoszące się do wartości i tożsamości, sprawy światopoglądowe zostałyby przekazane de facto w zakres decyzji Brukseli/Berlina, a państwa członkowskie straciłyby kontrolę nad własnymi społeczeństwami” – stwierdzają.
Pozostaje jeszcze kwestia wolności religijnej i wolności wyznania – byłyby one zagrożone ze względu na agresywną ideologiczną agendę. Podobnie sytuacja wygląda z mediami – w eter ma iść docelowo jeden przekaz zgodny z wyznaczoną linią. Jakiekolwiek odstępstwa i próby samodzielnego myślenia będą tępione. Dyktat i afirmacja lewicowych antywartości we wszystkich obszarach życia społecznego, politycznego i gospodarczego nie pozostawią przestrzeni wolności dla tych, którzy przywiązani do tradycyjnych wartości zechcą stanąć w obronie konserwatywnego ładu.
Warto uświadomić sobie jeszcze jedną rzecz, a mianowicie, że wyzbycie się suwerenności będzie jednoznaczne z wyzbyciem się podmiotowości, a co za tym idzie – z popadnięciem w niewolę. Scentralizowana Unia Europejska nie będzie państwem wolnym, ale totalitarną dyktaturą nieliczącą się z wolnością jednostek i opresyjną względem każdego, kto nie zechce się w pełni podporządkować.
Narażeni na atak Rosji
Raport odnośnie do propozycji zmian w traktatach “wzywa do utworzenia unii obronnej obejmującej stale stacjonujące europejskie jednostki wojskowe posiadające stałą zdolność szybkiego rozmieszczania pod operacyjnym dowództwem Unii; proponuje, aby wspólne zamówienia i rozwój uzbrojenia były finansowane przez Unię za pośrednictwem specjalnego budżetu podlegającego procedurze współdecyzji i kontroli parlamentarnej oraz proponuje odpowiednie dostosowanie kompetencji Europejskiej Agencji Obrony”.
To retoryka, a jakie skutki takie rozwiązania będą miały dla obronności państw członkowskich? Przede wszystkim należy zauważyć, że Unia Europejska nie ma tradycji bycia sojuszem obronnym, nie wypracowała zatem ani odpowiednich struktur, ani procedur, ale to dopiero wierzchołek góry lodowej. Przeniesienie bowiem kompetencji obronnych na poziom unijny sparaliżuje możliwość obrony przed rosyjską agresją takim państwom, jak Polska czy Litwa. Stanie się tak przede wszystkim dlatego, że kierowana z Berlina UE najpierw musiałaby uznać Rosję za wroga, czego do tej pory w sposób jasny nie uczyniła i do czego – sterowana przez Niemcy – zwyczajnie nie będzie zdolna. Następnie należy przygotować możliwe scenariusze rosyjskiej agresji, a następnie opracować taktyczne działania militarne. W tym zakresie Bruksela pod kierownictwem Niemiec zakupiłaby broń dostarczaną głównie przez niemiecki przemysł, gdyż biznes jest dla Niemiec kluczowym motywem i dlatego wywieranie nacisku na budowę armii UE i zrywanie powiązania z NATO, zgodnie z zamysłem Niemiec , stwarza im szansę na utrzymanie dominacji gospodarczej, technologicznej, ideologicznej i zarządczej nad całym superpaństwem.
Zakup sprzętu wojskowego musi być przemyślany, ponieważ od synchronizacji działań z jego użyciem zależy wynik potencjalnej wojny. Zakupów dokonuje się w zależności od przewidywanego przeciwnika i możliwości, jakimi ten dysponuje, zdefiniowanie zatem potencjalnych wrogów jest koniecznością. Tymczasem pamiętamy reakcję Berlina na rosyjską agresję na Ukrainę: najpierw władze Niemiec czekały na szybkie zwycięstwo Rosji, później zaś podejmowały działania pozorowane w celu możliwie najmniejszego zaszkodzenia agresorowi. Teraz natomiast chcą, aby sterowana przez nich Unia Europejska posiadała prawo do dowodzenia wojskami unijnymi, przy automatycznej rezygnacji z tej prerogatywy głów państw członkowskich.
Oczywiście ktoś mógłby próbować argumentować, że przecież w dokumencie nic nie ma o tym, że państwa członkowskie nie mogłyby utrzymywać własnego wojska. Problem jednak w tym, że w sytuacji, kiedy kompetencje dowodzenia przeszłyby na poziom unijny, musiałaby być im podporządkowana cała armia, ponieważ żadnego z państw nie byłoby stać na to, aby opłacać jednocześnie wojsko narodowe i wojsko unijne. Poza tym dokument powołuje się wprost na Manifest z Ventotene, w którym Altiero Spinelli tak pisał o scentralizowanej Europie: “Będzie to stabilne państwo federalne, dysponujące europejską armią w miejsce wojsk narodowych”. Włączenie go do raportu oznacza wolę polityczną dla likwidacji armii państw członkowskich i zastąpienie ich jedną, wspólną armią stanowiącą narzędzie “pozwalające na wyegzekwowanie w sfederowanych państwach uchwał służących utrzymaniu wspólnego porządku”.
Jest jeszcze jedna kwestia, a mianowicie potężna dziura w unijnym budżecie. Podczas ostatniego posiedzenia Rady Europejskiej w Brukseli przewodnicząca Parlamentu Europejskiego Roberta Metsola w dramatycznym wystąpieniu apelowała do szefów rządów o uzupełnienie dochodów 7-letniego unijnego budżetu, gdyż „nasze zasoby są napięte do granic możliwości”. UE nie ma pieniędzy ani na obsługę długu zaciągniętego w ramach Funduszu Odbudowy, ani na realizację szaleńczych “zielonych” rewolucji. Tym bardziej nie znalazłaby ich na wojsko, które wobec braku finansów byłoby zwyczajną fikcją. Nie jest przy tym wykluczone, że Niemcy, które postulują te zmiany, wykalkulowały sobie, że rozwiną Bundeswehrę – co przecież obecnie bardzo intensywnie czynią – aby to ich wojsko stacjonowało w każdym z państw członkowskich, bardziej pilnując niemieckich interesów niż bezpieczeństwa przed zagrożeniami z zewnątrz. Ten scenariusz jest zupełnie realny i stanowi poważne zagrożenie tym bardziej, że wspomniany raport odnosi się bezpośrednio do Manifestu z Ventotene i koncepcji Altiero Spinellego, zgodnie z którą europejska armia miałaby służyć do tłumienia buntów wewnątrz Unii Europejskiej, a nie obrony jej granic.
Na szczególną uwagę zasługuje poprawka wniesiona przez współsprawozdawcę Helmuta Scholza, który przyjmując do wiadomości propozycje COFE dotyczące ustanowienia Unii Obrony UE i kwalifikowanej większości głosów we Wspólnej Polityce Zagranicznej i Bezpieczeństwa, wyraża jednak zastrzeżenia dotyczące poprawek objętych ust. 20 i 21 uchwały. Uważa on, że Unię Obrony UE należy zbudować na kompleksowej, wielopoziomowej i pozamilitarnej koncepcji bezpieczeństwa, opartej na jednomyślności wszystkich państw członkowskich UE i wymagającej pełnej kontroli parlamentarnej zarówno na szczeblu Unii, jak i państw członkowskich. Zamierza on przedstawić wnioski dotyczące zmienionej Wspólnej Polityki Zagranicznej i Bezpieczeństwa i Wspólnej Polityki Bezpieczeństwa i Obrony podczas wymaganego Konwentu. Podkreśla w szczególności odpowiedzialność Unii za przyczynianie się do międzynarodowego pokoju i bezpieczeństwa zgodnie z prawem międzynarodowym, wspieranie aktywnego zaangażowania na rzecz rozbrojenia, w szczególności broni jądrowej i innej broni masowego rażenia, oraz przystąpienie do Traktatu ONZ o zakazie broni jądrowej (TPNW). Jego zdaniem restrukturyzacja potencjału wojskowego państw członkowskich UE w struktury ogólnounijne powinna opierać się na zasadzie strukturalnych zdolności nieagresyjnych. “Ponieważ większość państw członkowskich jest także członkami NATO, jego zdaniem jakakolwiek zmiana traktatu musi wykluczać powielanie potencjału wojskowego i wydatków budżetowych. Zmianie Traktatu muszą zatem towarzyszyć kroki w kierunku odłączenia się od NATO” – konkluduje.
Jeżeli dobrze wczytamy się w jego stanowisko, zauważymy, że jest to nic innego, jak tylko plan rozbrojenia i przygotowanie gruntu pod wejście Rosji do Unii Europejskiej. Pamiętajmy, że po pierwsze żaden z niemieckich polityków nie wypowiedział niemiecko-rosyjskiego planu stworzenia wspólnej strefy gospodarczej od Władywostoku po Lizbonę po agresji Rosji na Ukrainę, po drugie zaś aktualne niemieckie mapy aspiracji w jasny sposób wskazują, że “ziemie niemieckie” są na zachód od Wisły, natomiast wszystkie ziemie, które leżą na wschód od tej rzeki, Niemcy są gotowi przekazać pod zarząd Rosji. Mimo pojawiającej się co jakiś czas w mediach niemieckiej retoryki, władze w Berlinie nadal nie postrzegają Rosji jako zagrożenia, ale jako partnera dla swoich interesów. W tym kontekście plany stworzenia wspólnej europejskiej armii to nic innego, jak tylko metoda na rozbrojenie państw członkowskich i sparaliżowanie możliwości ich obrony. Nie jest przypadkiem, że niemiecki polityk domaga się, aby odłączyły się one od NATO – w ten sposób tym łatwiej będzie Rosji wkroczyć na te terytoria i robić interesy z Niemcami, ponieważ nie będą tam stacjonowały amerykańskie wojska i dokonując aktu agresji Kreml nie wejdzie w sposób automatyczny w konflikt zbrojny z USA.
Groźne poprawki
Wśród wspomnianych ponad dwustu poprawek znalazło się wiele takich, które obliczone są przede wszystkim na uderzenie w polską tożsamość narodową i majątek państwowy.
I tak zgodnie z nimi szkoła za zadanie “umacniać i wzmacniać wspólną tożsamość europejską”. Tożsamość narodowa ma zatem zostać rozmyta i zastąpiona ponadnarodową tożsamością tworzonego właśnie superpaństwa. Nie będzie w niej miejsca na kulturę i tradycję, gdyż te przez liberalno-lewicowy mainstream są postrzegane jako szkodliwe stereotypy, które należy zwalczać. Metodą na to jest chociażby masowe sprowadzanie muzułmańskich imigrantów.
“Zalecamy, aby UE utworzyła mechanizm zapewniający monitorowanie i egzekwowanie praw mniejszości (np. portal lub biuro, w którym ludzie mogą składać skargi)” – czytamy w rekomendacjach Konferencji o przyszłości Europy, do której odwołują się twórcy poprawek traktatowych. Nie sposób nie zauważyć, że byłby to rodzaj ministerstwa ds. politycznej poprawności w celu wyeliminowania ze społeczeństw zjawisk przez liberalno-lewicowy mainstream niepożądanych, jak przywiązanie do rodziny rozumianej jako związek kobiety i mężczyzny, przywiązanie do wartości, czy powołanie do bycia kobietą i bycia mężczyzną. Jeżeli bowiem prawo dzieli się na prawo i prawa mniejszości, to siłą rzeczy zakłada się, że jedna grupa – w domyśle wspomniana mniejszość – będzie uprzywilejowana. Skądinąd wiadomo, że celem nowo lewicowych rewolucjonistów jest uprzywilejowanie aktywistów LGBT.
Unia Europejska ma mieć przyznane wyłączne kompetencje w obszarze środowiska i bioróżnorodności, jak również negocjacji dotyczących zmian klimatycznych. Oznacza to, że najdrobniejsze prace planistyczne na poziomie gminy nie będą mogły zostać przeprowadzone bez udziału unijnych instytucji. Również polskie Lasy Państwowe – zajmujące obszar około 1/3 terytorium Polski – nie będą mogły prowadzić gospodarki leśnej, ponieważ zarząd nad lasami – w ramach kompetencji dzielonych – przejmie UE. Oznacza to także, że polscy leśnicy nie będą mogli – jak dotychczas – pielęgnować lasów, które pozostawione własnemu losowi będą schły dokładnie tak samo, jak Puszcza Białowieska, w zarządzanie którą wtrącili się brukselscy “ekolodzy”.
Nie mniejsze obawy budzi przyznanie UE kompetencji dzielonych w obszarze zdrowia, jako że UE nie poradziła sobie w sytuacji pandemii, zareagowała nieadekwatnie i z co najmniej półrocznym opóźnieniem. Ponadto w oficjalnej agendzie unijnego mainstreamu znalazło się wprowadzenie powszechnego dostępu do aborcji i eutanazji – zdobyczy cywilizacji śmierci, z którymi w Polsce nadal duża część społeczeństwa walczy.
Jeżeli zatem plan eurokratów się powiedzie, Polska oprócz utraty suwerenności zostanie poddana lewicowemu eksperymentowi, wskutek którego w wyniku aborcji i eutanazji śmierć poniesie wielu jej obywateli. Warto zdać sobie z tego sprawę, że ludzkie życie jest tym, o co głównie toczy się walka w tej grze.
Polska ma jeszcze szansę się obronić
Polska ma jeszcze szansę obronić swoją suwerenność i powinna czynić wszelkie możliwe wysiłki, aby osiągnąć ten cel. Utrata niepodległości na rzecz neomarksistowskich Niemiec będzie równoznaczna ze zniszczeniem zdrowej tkanki społecznej i ducha narodu, którego nie złamały nawet 123 lata rozbiorów. Atak bowiem nastąpi bowiem również na Kościół katolicki, już teraz będący na celowniku zideologizowanej niemieckiej “drogi synodalnej”, i chrześcijańskie wartości, a wówczas będzie to już równia pochyła dla ostatecznego upadku. Nie wolno nam do tego dopuścić.
Anna Wiejak
Publikacja dzięki:
Magazyn Optyka Schumana (Schuman Optics Magazine)
wydawany przez Instytut Myśli Schumana.