Prof. Paweł Skrzydlewski: Dekonstrukcja prowadzi do niszczenia rozumu

Nie sposób zrozumieć tego, co się dzieje współcześnie na płaszczyźnie politycznej, społecznej i gospodarczej, jeżeli się nie sięgnie do dekonstrukcji Jacquesa Derridy.

2025-05-11_123609

Prof. Paweł Skrzydlewski jest filozofem, rektorem i wykładowcą Akademii Zamojskiej

Prof. Paweł Skrzydlewski: Oczywiście ten filozof, właściwie trzeba byłoby raczej powiedzieć myśliciel niż filozof, ogromnie wpłynął na teorię literatury, ale też na politykę, pojmowanie kultury, wychowania. Jego wpływ generalnie trzeba postrzegać jako negatywny. Dlaczego? Dlatego, że stoi za nim pewnego rodzaju forma negacji rzeczywistości, porządku, kosmosu, świata jako czegoś, co jest uporządkowane. U podstaw dekonstrukcjonizmu istnieje przekonanie o tym, że istnienie porządku, samej prawdy jest pewnym czynnikiem wręcz totalitarnym, zabierającym wolność. A to jest według Derridy największy zamach na człowieka, na kulturę. Dlatego dekonstrukcja jawi się tutaj jako pewna metoda działania, która ma doprowadzić do jakiegoś wyzwolenia, uwolnienia i w istocie rzeczy rozbicia całej rzeczywistości na pierwotne elementy, z których dowolnie już będzie się wszystko układało po swojemu, według oczywiście jakiegoś wcześniejszego planu.

Ta koncepcja, ta forma myślenia jest niebezpieczna z wielu powodów. Staje się pewną metodą życia duchowego człowieka – to jest jedna rzecz – pewnym elementem także ideologicznym, który stanowi podstawę dla praktycznego działania. W praktyce jest to po prostu zwyczajnie wprowadzanie bałaganu i nieładu. Starając się zrozumieć źródło tego podejścia – oczywiście w ostatecznym rozrachunku trzeba by było wskazać na pewne elementy religijne, bo u podstaw tego wszystkiego będzie to zawołanie diabelskie „non serviam” („nie będę służył”), bunt wobec Boga jako kogoś, kto jest nie tylko Panem, ale i Stwórcą świata w całym wymiarze, z jego porządkiem, z jego ładem i także z celem, który nadał całemu kosmosowi i każdej rzeczy, która istnieje.

Jest tutaj w tym podejściu dekonstrukcyjnym przede wszystkim negacja i samej natury i samego ładu, i Stwórcy, Jego obecności w postaci zamysłu rzeczywistości, w sposób szczególny właśnie celowości. To oczywiście, na bazie czysto intelektualnej, można czynić, ale pamiętajmy o tym, że nasze słowa, nasze myśli, nasze teorie nie zmieniają rzeczywistości. Ona jest niezależna od naszego widzimisię, naszego poznania. Rzecz jest w tym, żebyśmy jako ludzie mogli się ubogacać prawdą, dobrem, pięknem świata i w ten sposób budowali swoją racjonalność i dawali też podstawy dla kultury, w której jest poszanowanie porządku pierwszych praw rzeczywistości. Jeśli tego nie będziemy czynić, z całą pewnością narazimy sami siebie na wiele nieszczęść i to nieszczęście największe, jakim jest nieosiągnięcie celu ludzkiego życia, co w praktyce w języku religijnym nazywa się byciem w rzeczywistości piekła.

Rzeczywistość piekła była Derridzie bardzo bliska. On tak naprawdę nie krył tego w swoich wywiadach, że to, co robi, jest złe. Kiedy na jednym ze spotkań został zapytany, co ma do powiedzenia o miłości powiedział: „Ja nie mam nic do powiedzenia o miłości”. I to jest bardzo znamienne. W zasadzie ten brak miłości, rozumianej jako caritas oczywiście, definiuje całą jego filozofię.

Pamiętajmy o tym, że miłość jest w istocie rzeczy pewną odpowiedzią na poznane dobro. Jest pewnym ruchem w stronę dobra, bo dobro ma moc przyciągania, właśnie budzenia miłości. Są różne dobra, są różne sposoby poznania dobra przez człowieka, ale miłość jest tą wszystko dynamizującą siłą – jak mówił św. Augustyn – która ciąży i porusza wszystko. Trudno tutaj polemizować z poglądem Derridy, że on w sobie nie ma miłości i nie ma nic do powiedzenia na temat miłości. Prawdopodobnie tak było faktycznie, natomiast z perspektywy zdrowego rozsądku, z naszej ludzkiej perspektywy trzeba powiedzieć, że jakaś negacja miłości, czy to miłości w postaci philia czyli tej miłości przyjacielskiej, czy miłości w postaci caritas, czy miłości w postaci dilectio, także tej miłości erotycznej, która jest powodowana dobrem przyjemnym jest zazwyczaj jakąś wielką drogą do nieszczęścia. Dlaczego? Dlatego, że dobro, które osiągamy dzięki miłości, które spełnia się dzięki miłości ma moc doskonalenia, rozwijania, upełniania, uszczęśliwiania.

Grecy już to rozumieli, wskazując chociażby na pojmowanie szczęścia – eudajmonia, ten grecki termin oznacza wejście w dobrostan, we władztwo dobra. I rzeczywiście tak jest, że bez dobra nie jesteśmy w stanie uzyskać szczęścia, które wcale nie jest tylko stanem emocjonalnym, ale jest stanem udoskonalenia przez dobro. Jakiś dramat ludzkiego życia zawsze zaczyna się od negacji dobra, od porzucenia dobra. Efekt zawsze jest jeden – obumieranie. Śmierć i słabość – bo to jest zawsze skutek.

Człowiek – to już doskonale wiedział św. Tomasz z Akwinu, cała tradycja filozoficzna z nim związana – jest dobrem sam w sobie, ale jest też kimś otwartym na dobro, i to na dobro nieskończone Absolutu. To jest ta siła dynamizująca nas we wszystkich działaniach. Gdyby tej siły nie było, gdyby tej Miłości Dobra Nieskończonego nie było, nie byłoby naszego działania, nie byłoby naszego przyciągania, które jest w naszym życiu codziennym.

Otóż dekonstrukcjonizm, cała filozofia postmodernistyczna, bo do niej się odwołuje Derrida sam ją tworząc, w istocie rzeczy jest jakimś takim wielkim dramatem. Mnie to do pewnego stopnia przypomina pewne ruchy gnostyckie, które też w istocie negując dobro, fascynując się w złu, w różnego rodzaju potwornościach widziały jakąś siłę katarktyczną. Oczywiście to wszystko jest tylko w dziedzinie projektów, zmyśleń – tak by trzeba było powiedzieć – rojeń intelektualnych, czasami dość elokwentnych myślicieli, ale to nic nie ma wspólnego z realnym ludzkim życiem, które wymaga dobra. Od dobra materialnego, jakim jest pokarm, woda, skończywszy na dobrach duchowych, takich jak przyjaźń, prawda, piękno. Bez tych rzeczy umieramy. Nasza droga jest raczej odwrotna do dekonstrukcjonizmu. To jest droga poprzez poznanie, afirmację prawdy, świata, dobra świata, piękna świata do naszej twórczości i to tej twórczości, która ostatecznie otwiera nas na nieskończoną pełnię bytu, czyli na samego Boga, na Absolut.

Problem w tym, że o ile my tutaj zgromadzeni – bo jest nas trochę więcej – zapewne nie przyjmujemy tych rojeń intelektualnych Derridy jako stanu faktycznego, ale jednak chciałam zauważyć, że stały się one jednym z filarów obecnej neokomunistycznej rewolucji, obok trockizmu Altiero Spinellego i neomarksizmu Szkoły Frankfurckiej. Zresztą wystarczy popatrzeć na ideologię gender, która bierze się de facto z Derridy również i z tego, co uczynił z rodziną, jego koncepcje rodziny i jego podejście do relacji międzyludzkich.

Oczywiście na wykorzystanie przez komunizm, neokomunizm, różne jego frakcje dekonstrukcjonizmu należy patrzeć, na te zagadnienia trzeba mocno zwracać uwagę. Ale wydaje mi się, że u podstaw mimo wszystko marksizmu, tego wywodzącego się z nauki samego Marksa, jest – tak jak uczył ks. Paradowski – satanizm w istocie rzeczy, czyli pewnego rodzaju nienawiść do Pana Boga, która połączona jest z brakiem nie tylko pokory, ale woli współpracy, służby. To jest efekt pewnej formy pychy. Dekonstrukcja się jawi tutaj jako pewna forma buntu przeciwko Panu Bogu, porządkowi, który Pan Bóg stworzył i który nieustannie w świecie podtrzymuje.

Zwróćmy uwagę na to, że to nie tylko sam marksizm jako pewna ideologia, bardzo niebezpieczna, toksyczna oddziałuje nam na różne nurty współczesnej polityki europejskiej, także unijnej, ale także ten dekonstrukcjonizm stoi w dużej mierze za rozwojem chociażby transhumanizmu, który też negując istnienie porządku, piękna ludzkiej natury, zmierza do budowy nowego, „lepszego” człowieka, „polepszając” naturę, stara się ją na początku zniszczyć po to, żeby wytworzyć coś według swoich często apriorycznych konceptów. To zazwyczaj przynosi zawsze śmierć. To jest jeden z elementów myślenia utopijnego, a jak wiemy utopie, jak uczył tego pan prof. Henryk Kiereś, zawsze mają swoje gilotyny, czyli narzędzia do likwidacji niepasujących do utopii. W narodowym socjalizmie nie pasowali do utopii nie-aryjczycy. W bolszewizmie – wszyscy, którzy nie byli robotnikami itd. Każda utopia ma swoją gilotynę, ale ma także swój język, militarny, który niestety stygmatyzuje ludzi, czyni straszliwe podziały. Często te podziały są utajone, pokierowane poprawnością polityczną.

Takie „différance” pisane przez „a” – to gilotyna na słownictwo europejskie. I ta gilotyna okazała się skuteczna, dlatego że jeżeli spojrzymy sobie do unijnych dokumentów, to tam pełno jest nowomowy, pełno jest znaczeń starych, którym nadano nowe brzmienie, nową zawartość. Przez to przeciętny człowiek ma naprawdę poważny kłopot, żeby zrozumieć, co w ogóle się wokół niego dzieje.

Oczywiście, że tak. To niezrozumienie prawa, myśli socjologicznej, politycznej, kulturowej, które płynie właśnie ze strony zainfekowanej tymi aprioryzmami Unii Europejskiej czy różnych agend światowych dzisiaj niestety się pogłębia z racji chociażby oderwania normalnego, przeciętnego człowieka od kontemplacji natury, przyrody.

Mój dziadek, który nie miał szczególnego wykształcenia – kilka klas szkoły powszechnej, przedwojennej – miał ogromny kontakt z naturą, z przyrodą. Wiedział, że żeby zebrać zboże, trzeba je zasiać. Nie wystarczy zasiać, trzeba wcześniej zaorać. Musi być woda. Dobrze by było wyrzucić na pole obornik. Jak będzie woda, jak się zasieje, jak to wszystko wzejdzie, jak nie będzie burzy, to pojawi się normalne zboże. Nawet jak je zniesiemy do stodoły, to nie wiadomo, czy myszy nie zjedzą, czy pożar się nie pojawi. On miał kontakt z rzeczywistością. Czytał świat, a czytając świat, czerpał te pierwsze zasoby tożsamości, niesprzeczności, wyłączonego środka, racji dostatecznej, celowości, czyli to wszystko, z czym Derrida i cały dekonstrukcjonizm walczy, jak może. Dla mojego dziadka tezy Derridy byłyby dowodem tego, że człowiek stracił zmysły, lub też za dużo spożył jakichś substancji odurzających.

Dzisiaj niestety młodzi ludzie, którzy spędzają 7 – 12 czasami godzin w świecie wirtualnym, oni tracą kontakt z prawami rzeczywistymi, prawdziwymi, normalnymi. Tacy ludzie stają się bardzo podatni na różnego rodzaju manipulacje, instrumentalizacje i ideologie, które są po prostu zwyczajnie formą zniewalania, niszczenia.

Pierre Torrell, dominikanin, jeden z najwybitniejszych znawców św. Tomasza z Akwinu, Francuz, kiedyś zwrócił uwagę, słusznie zresztą, na to, że ta forma ataku na człowieka, która dzisiaj ma miejsce, chociażby w postaci dekonstrukcjonizmu, jest w istocie rzeczy taką utajoną formą nienawiści wobec samego Pana Boga. Dlaczego? Dlatego, że diabeł – tak za św. Tomaszem tłumaczył – doskonale wie, że Chrystus Pan zmartwychwstał i zwycięstwo Chrystusa jest nieodwracalne, ostateczne, jedyne.

Człowiek noszący obraz i podobieństwo Pana Boga jest dla diabła łatwym przedmiotem ataku i szyderstwa z Pana Boga, bo diabeł już nie może uderzyć w Pana Boga, bo już przegrał, więc on się cieszy bijąc w obraz, niszcząc człowieka, ludzkie życie, naturalne formy przekazywania tego życia, naturalne formy rozwoju wspólnot ludzkich. To jest po prostu zwyczajna dewastacja, która jest spowodowana w ostatecznym rozrachunku jakąś formą nienawiści nie tylko do człowieka, ale i do Pana Boga.

Niszcząc nie tylko prawo, ale również prawo naturalne…

Oczywiście, że tak. Pamiętajmy o tym, że prawo naturalne jako wpisana w stworzoną rzeczywistość odwieczna, wszystkim kierująca mądrość Boża, jest zawsze tym, co sprawia życie, ruch, porządek w świecie. Jako ludzie, mając rozum, możemy ten porządek czytać, możemy z tym porządkiem współpracować, możemy ten porządek chronić po swojemu, także doskonalić, należycie wykorzystywać…

Ale dekonstrukcja to jest potworny atak na ludzki rozum…

Oczywiście, że tak. U podstaw tego ataku jest taki sofizmat, który też trzeba jakoś przedstawić. On często bywa przedstawiany właśnie tak, że rozum ludzki był podstawą tworzenia różnego rodzaju projektów, które okazywały się być projektami totalitarnymi, złymi. Ze złem trzeba walczyć, a najlepszym sposobem na walkę ze złem jest walka z rozumem, bo jak się rozum zniszczy, to zniszczy się te wszystkie totalitarne projekty. Jest to oczywiście sofizmat, czyli pseudomądrość, która do niczego dobrego nie prowadzi. Oczywiście zło ma swoje wsparcie w zdeprawowanej woli, w zdeprawowanym rozumie, generalnie w człowieku. Inteligencja może także służyć złu – bez wątpienia – ale nie jest winien tutaj rozum, ale ten, kto używa go do czynienia rzeczy złych. Dlaczego? Dlatego, że – to już św. Tomasz bardzo mocno w naszej kulturze i o. Jacek Woroniecki podkreślał – wola ma moc panowania nad rozumem. Może powiedzieć rozumowi/człowiekowi: „Nie myśl o tym”, albo „Myśl o tym, natychmiast, analizuj to”. Nawet jeśli rozum podpowiada jako prawy, że to jest niewłaściwe, ale możemy dokonać takiego swoistego gwałtu na rozumie, na swoim sumieniu. Przecież to się wszystko dzieje. Obserwujemy to u siebie i u innych ludzi.

Ten gwałt ostatecznie prowadzi do niszczenia w człowieku rozumu, a człowiek bezrozumny jest czymś gorszym od zwierzęcia. Tak twierdził Arystoteles, Cyceron, cała tradycja klasyczna. Bez wątpienia to jest prawda. Św. Tomasz z Akwinu w wielu miejscach pokazywał, że to, co czyni człowieka człowiekiem, to tak naprawdę jest ten prawy rozum, który złączony z prawą wolą daje człowiekowi władztwo nad sobą samym, ale także możność poznania zamysłu Stwórcy, który możemy w swoim życiu przyjąć i jakoś realizować.

Kiedy Jacques Derrida wysunął swoją teorię dekonstrukcji, została ona mocno krytycznie przyjęta przez środowiska naukowe, które dostrzegały w niej zagrożenie. Co się stało, że minęło kilka lat i nagle środowiska naukowe zachłystywały się tą teorią, a sam Derrida miał wykłady na uniwersytetach całego świata?

Pierwszy raz słyszałem o Derridzie jakieś trzydzieści parę lat temu, w czasie moich studiów filozoficznych, które jeszcze rozpoczynały się w latach 80. ubiegłego wieku. Zwracano uwagę na tego typu pomysły. Dlaczego ludzie chorują? Dlatego, że nie są zdrowi. Nie są zdrowi dlaczego? Dlatego, że bardzo często niszczą swoje zdrowie. Jeśli intelekt człowieka, jego wola, życie społeczne karmione jest różnymi toksycznymi rzeczami, a to ma miejsce, jeśli się odchodzi od zdrowych zasad, to nic dziwnego, że się zaczyna chorować. Istnieje również choroba duchowa, którą reprezentują właśnie te pseudofilozofie, bo tak to trzeba byłoby powiedzieć, do których bez wątpienia zalicza się postmodernizm. Ten ostatni sam siebie przejawia jako działalność wyzwoleńczą, ozdrowieńczą, uwalniającą, tymczasem w praktyce jest to tylko forma właściwie dewastacji, ruiny.

Jeszcze pseudofilozofie czy może już ideologie?

Myślę, że jedno i drugie. Co to jest pseudofilozofia? To jest coś, co filozofią nie jest i filozofię udaje. Idąc za bardzo ciekawym rozróżnieniem pochodzącym od pana prof. Henryka Kieresia możemy powiedzieć, że dziś, we współczesnej kulturze w świecie zachodnim mamy kilka takich podrób pseudofilozofii. Pierwszą jest mitologia, czyli narracja, która nie ma żadnej rzeczowej podstawy, a jest dziełem wyobraźni, fantazji różnego rodzaju ludzi, którzy mają dar łatwości przekonującego gadania. Mity to są opowieści, za którymi nic nie stoi. Czasami są jakoś przystające do rzeczywistości, ale najczęściej to są rzeczy niesprawdzalne, fikcyjne, które po prostu nie są prawdziwe.

Ideologie to druga podróba filozofii, pseudofilozofia. Czym jest ideologia? Zespołem informacji, które stanowią podstawę światopoglądu i praktycznego działania. Bez wątpienia marksizm, w dużej mierze także liberalizm jest taką ideologią. Ideologie, tak jak pamiętamy z historii, pojawiają się jako pewien substytut edukacji i wychowania – to za sprawą Destutt de Tracy, jednego z ministrów, który uczynił z ideologii pewnego rodzaju narzędzie władztwa nad człowiekiem, tylko tak sprytnie zorganizowane, żeby nie dawało szansy rozpoznania, że mamy do czynienia z ideologią.

Implementują więc różnego rodzaju idee, zwłaszcza do głów ludzi młodych, przez szkoły czy odpowiednie środki masowego przekazu, by po tym, w odpowiednim czasie, spowodować połączenie się danej idei z drugą ideą. To też następuje na skutek pewnych politycznych decyzji i w ten sposób się manipuluje ludźmi.

Trzecia podróba filozofii to utopie. Bardzo wielu filozofów to tak naprawdę twórcy utopii, czyli pewnych projektów budowy raju na ziemi. Najczęściej te projekty są aprioryczne, czyli oderwane od rzeczywistości. Nie mają nic wspólnego z porządkiem naturalnym i prawdą. Te utopie najczęściej są nie tylko bezbożne, ale i ateistyczne, wrogie wobec religii.

Rozmawiała Anna Wiejak

Prof. Paweł Skrzydlewski jest filozofem, rektorem i wykładowcą Akademii Zamojskiej

Publikacja dzięki:

Magazyn Optyka Schumana (Schuman Optics Magazine)

wydawany przez Instytut Myśli Schumana.