Słowa i tylko słowa – tak w skrócie można podsumować przemówienie, jakie wygłosił prezydent Niemiec Frank-Walter Steinmeier podczas obchodów 80. rocznicy wybuchu powstania w Getcie Warszawskim. Za zbrodnie popełnione w okupowanej Polsce Niemcy się bowiem dotychczas nie rozliczyli, a przecież ofiarami obok polskich Żydów byli przede wszystkim Polacy.
Wprawdzie na mocy umowy z Luksemburga zawartej w 1952 roku między Niemcami a państwem Izrael temu ostatniemu przekazane zostały reparacje, a w późniejszym okresie pieniądze trafiły również do organizacji żydowskich, niemniej kwestia indywidualnych wypłat nadal nie została ostatecznie zamknięta. Wielką niesprawiedliwością jest, że kompletnie pozbawionymi niemieckich reparacji nadal są Polacy, a przecież to Polska była największą ofiarą zbrodniczej III Rzeszy Niemieckiej, w tym również polscy Żydzi. Tymczasem władze w Berlinie kombinują jak mogą, aby nie płacić należnych Polsce reparacji. Przeciwne zadośćuczynieniu dla Polski jest w swojej zdecydowanej większości niemieckie społeczeństwo. W tym kontekście wizytę Franka-Waltera Steinmeiera postrzegam jako robienie dobrej miny do złej gry – pod płaszczykiem dyplomatycznych ekspiacji przykrycie faktu, że Niemcy wcale nie żałują dokonanych zbrodni, ponieważ nie chcą za nie zadośćuczynić.
„To, jakich zbrodni Niemcy dopuścili się w okupowanej Polsce, tu w Getcie Warszawskim, powinno mieć więcej miejsca w naszej pamięci, dlatego tak ważne jest dla mnie, by być tu dzisiaj razem z państwem” – mówił podczas uroczystości prezydent Niemiec zaznaczając, iż „zbyt mało sprawców zbrodni zostało po wojnie pociągniętych do odpowiedzialności”. „Stoję dzisiaj przed państwem i proszę o przebaczenie za zbrodnie, które Niemcy tu popełnili” – podkreślał niemiecki przywódca. „Stoję przed państwem pogrążony w smutku i w poczuciu pokory, poczuwając się do naszej odpowiedzialności za zbrodnie przeszłości i do naszej odpowiedzialności za naszą wspólną przyszłość” – dodał.
Szczególną uwagę warto zwrócić na to ostatnie zdanie, niesie ono bowiem w sobie ładunek niemieckich planów względem Europy. Wynika z niego w sposób zupełnie jasny, że Niemcy, które do tej pory nie rozliczyły się z dokonanych zbrodni i grabieży roszczą sobie prawo do ponoszenia odpowiedzialności za wspólną przyszłość Europy. Jak postrzegają ową odpowiedzialność, zostało w sposób nie pozostawiający złudzeń zarysowane w umowie koalicyjnej obecnego niemieckiego rządu – jako przewodzenie europejskiej federacji. I nie sposób nie odnieść wrażenia, że wizyta Franka-Waltera Steinmeiera miała na celu przede wszystkim dopilnowanie, aby haniebna niemiecka przeszłość nie pogrzebała współczesnych imperialnych planów Berlina.
„My, Niemcy, jesteśmy świadomi naszej odpowiedzialności i misji, jaką pozostawili nam ocaleni i ci, którzy nie żyją. Przyjmujemy tę misję. Dla nas, Niemców, odpowiedzialność wobec naszej historii nie zna końca, pozostaje nam przestrogą i misją” – mówił prezydent Niemiec usiłując tym samym przekonywać, iż Niemcy wyciągnęli wnioski z przeszłości i chcą je przekuć na „misję” federalizowania Europy pod swoją egidą, gdyż tak należy rozumieć te słowa. Trzeba przyznać, iż jest to dyplomatyczny majstersztyk. Niemcom ewidentnie zależy na zneutralizowaniu sprzeciwu Warszawy wobec federalizacji przy jednoczesnym uniknięciu płacenia odszkodowań za dokonane przez siebie zbrodnie i zniszczenia okresu II wojny światowej. Władze w Berlinie już nie raz udowodniły, że są w stanie kajać się w nieskończoność pod warunkiem, że nie przeszkodzi to w realizacji ich długofalowych planów. Zarówno bowiem za słynnym klęknięciem kanclerza Williego Brandta 7 grudnia 1970 roku, jak i ekspiacjami Franka-Waltera Steinmeiera na terenie warszawskiego getta nie poszły żadne konkretne działania świadczące o tym, że nie jest to pusta retoryka.
„Prawdziwy problem niemiecki leży w tym, czy Niemcy zaakceptują pokojowe partnerstwo, czy w dalszym ciągu będą stanowiły ukryte zagrożenie. Czy nie usłyszymy pewnego dnia, że tylko Niemcy są w stanie zaprowadzić porządek na naszym zdezorganizowanym kontynencie?” – pisał swego czasu Robert Schuman, jeden z Ojców Założycieli Wspólnoty Europejskiej. Te słowa nic nie straciły na aktualności, a wręcz przeciwnie. Warto zdać sobie sprawę, że dopóki Niemcy nie rozliczą się ze swoich zbrodni, będą stanowiły ukryte zagrożenie, o jakim pisał Schuman. Takich kurtuazyjnych wizyt, jak ta w 80. rocznicę powstania w Getcie Warszawskim będzie zapewne więcej, podobnie jak i zresztą pustej retoryki. Tymczasem polsko-niemieckie partnerstwo wymaga zadośćuczynienia Niemiec za krzywdy wyrządzone Polakom, w przeciwnym wypadku będzie naznaczone skazą rasizmu, imperializmu i kolonializmu. I nie zmienią tego żadne piękne i wzruszające słowa padające z ust kolejnych niemieckich przywódców.
Anna Wiejak