Wolimy Berlin od ewentualnych przyjaciół.

Ta pani to szef polskiego MSW - zgodziła sie na berlińsk dyktat.

Ta pani to szefowa polskiego MSW – zgodziła sie na berliński dyktat w sprawie uciekinierów.

„Polski” rząd zamiast twardo pilnować polskiej racji stanu ponownie poparł politykę Berlina, czym jednocześnie zdradził swoich partnerów z grupy Wyszehradzkiej. Teraz już nikt nas nie będzie szanował, ani Berlin, który od dawna uważa nas jedyne za bezrefleksyjnych wykonawców swojej woli, ani inne kraje, które się przekonały, iż z oszustami nie warto się umawiać na żaden temat. Tym sposobem zamiast posiadać jakiegokolwiek przychylnego partnera (chociaż w jednej sprawie) straciliśmy ostatnią szansę na to, aby ktokolwiek nas poparł w jakiejkolwiek sprawie.

Unia Europejska podjęła decyzję ws. Imigrantów narzuconą przez Niemcy. Nie była to decyzja podjęta jednogłośnie, bowiem taj jak zapowiadano Węgry, Czechy, Słowacja i Rumunia była przeciw, natomiast minister Teresa Piotrowska w imieniu Polski, która do końca udawała z nimi solidarność zdradziła Grupę Wyszehradzką i wsparła Berlin…

Niektórzy publicyści doszukują się jakiś ukrytych celów tej, w sumie haniebnej polskiej decyzji, może nasz rząd uzyska coś w zamian za zdradę dotychczasowych sojuszników? Być może Berlin teraz bez oporu zgodzi się np. na natowskie stałe bazy na naszym terenie, a może zrezygnuje z budowy niekorzystnego dla Polski gazociągu Nord Stream 2? Nie ma mowy … Nic z tych rzeczy …. Polski rząd już otrzymał nagrodę od niemieckiego rządu, tylko nikt tego w Warszawie nie zauważył. Otóż zaraz po głosowaniu nad kwotami podziału uciekinierów, oficjalnie i publicznie (relacja w głównym wydaniu wiadomości ARD) podziękował nam i nas pochwalił przedstawiciel niemieckiego rządu federalny minister spraw wewnętrznych Thomas de Maiziere. Niemiecki polityk wymienił ganiącym tonem cztery kraje, które powiedziały NEIN dla sugerowanych przez Berlin rozwiązań, jednocześnie z uśmiechem wymienił Polskę, chwaląc ją za dobrą decyzję, która jakoby ma dowodzić dobrych wzajemnych stosunków polsko-niemieckich. To jest właśnie ta nagroda: ponowne poklepanie polityków Platformy Obywatelskiej po plecach i pochwała za wsparcie Berlina, nawet, gdy stoi to w sprzeczności z polską racją stanu i powoduje, że Polska traci zaufanie na arenie międzynarodowej.

Po co nam berlińskie pochwały i cóż one nam dają?

Teraz wszystkie media niemieckie pastwią się nad Czechami, Węgrami, Słowakami i Rumunami, pisząc z zadowoleniem, że ich upór i tak nie zdał się na nic, bowiem zostali przegłosowani. Natomiast o Polsce nikt już prawie nie pisze, gdyż już swoją nagrodę dostała. Już została pochwalona i to musi Warszawie wystarczyć. Chociaż kilka tytułów prasowych podkreśla, że polski rząd w ostatniej chwili zmienił zdanie, za co należy mu się pochwała, co też – jak zauważono – uczyniono, gdy zarówno szef niemieckiego MSW jak i jego luksemburski kolega Jean Asselborn stwierdzili, że Warszawa postąpiła jak najbardziej słusznie. Natomiast z niesmakiem tutejsze media przytaczają słowa premiera Słowacji Milana Chovanca, która tak na prawdę zachował honor do końca, nazywając wynik głosowania „Dyktatem zachodu wobec słabszych”, chociaż dodał, że nie mając innego wyjścia będzie musiał się temu dyktatowi podporządkować. Jednym słowem słowacki premier pokazał przedstawicielom polskiego rządu jak powinno się wychodzić z twarzą. Po polskiej zdradzie Chowaniec napisał na Twiterze, że w takiej sytuacji zachowanie w obecnej formie Grupy Wyszehradzkiej jest wątpliwe.

Waldemar Maszewski, Hamburg.