Prawda ujawniana po 70 latach.

Heinz Reinefahrt grab

Dopiero po siedemdziesięciu latach część niemieckich polityków zdobywa się na wypowiedzenie prawdy o zbrodniach na polskim narodzie dokonanych podczas wojny przez swoich często szanowanych po wojnie współobywateli. Burmistrz miasta Westerland na wyspie Sylt zamierza jeszcze przed okrągłą rocznicą wybuchu Powstania Warszawskiego przed ratuszem powiesić tablicę dotyczącą Powstania Warszawskiego, a ponadto chce oficjalnie prosić Polaków o przebaczenie i pojednanie.

Pani burmistrz Westerlandu Petra Reiber (rządzi miastem od 25 lat) postanowiła skończyć z zakłamywaniem historii i poprzez ufundowanie odpowiedniej tablicy chce przybliżyć prawdziwe oblicze jednego z największych wojennych zbrodniarzy i jednocześnie jednego z najbardziej szanowanych i cenionych mieszkańców wyspy Sylt – Heinza Reinefartha, który był nie tylko w latach 1951 – 1964 burmistrzem miasta Westerland, ale od 1958 roku zasiadał z ramienia partii CDU w Landtagu Szlezwik-Holsztyn. Reinefarth w czasie II wojny światowej był odpowiedzialny za zamordowanie dziesiątków tysięcy ludzi, Żydów i Polaków.Po wojnie zamieszkał na Sylcie i szybko został uznany za szanowanego i cenionego obywatela. Niepokojony przez nikogo żył w luksusie do śmierci w 1979, kiedy to został z wielkimi honorami pochowany na cmentarzu w miejscowości Keitum. Na jego grobie postawiono kamień z imieniem, nazwiskiem, datą urodzin i śmierci, ale nie zapomniano także o wyryciu krzyża rycerskiego z liśćmi dębu. Do dzisiaj ani mieszkańcy Syltu, ani lokalni, czy federalni politycy unikali wypowiadania się na jego temat, pozostawiając historię zbrodniarza wojennego w tajemnicy. Sprawa w minimalnym zakresie wracała w mediach jedynie podczas rocznic związanych z Powstaniem Warszawskim, ale nigdy ani nie skazano tego zbrodniarza za jego zbrodnie, ani nawet go nie potępiono.

Prawdziwe oblicze burmistrza-zbrodniarza.

Urodzony w 1903 roku w Gnieźnie SS-Gruppenfuehrer, generał major Heinz Reinefarth, który od 1932 roku był członkiem NSDAP (Numer członkowski: 1.268.933) oraz zbrodniczej formacji SS (legitymacja Nr. 56.634) za liczne zbrodnie wojenne popełnione podczas tłumienia powstania warszawskiego uzyskał przydomek „Kat Warszawy” lub „Rzeźnik Woli”. Po wybuchu powstania Reinefarth otrzymał polecenie przybycia do Warszawy i sformowania oddziału wojskowego złożonego z 16 kompanii policji. Jego oddziały zostały włączone do Korpsgruppe von dem Bach, dowodzonej przez gen. Ericha von dem Bacha-Zelewskiego, który na rozkaz Himmlera miał stłumić powstanie w Warszawie. W ciągu kilku dni oddziały te wymordowały w masowych egzekucjach ponad 50 tysięcy cywilnych mieszkańców stolicy. Heinz Reinefarth brał udział także w dziesiątkach innych zbrodniczych akcji wymierzonych przeciwko polskiemu narodowi i według szacunku historyków zbrodniarz ten może być odpowiedzialny nawet za śmierć ponad 100 tysięcy ludzi. Podlega mu m.in. obóz zagłady w Chełmnie nad Nerem, gdzie mordowano Żydów deportowanych z łódzkiego getta. Za swój udział w tłumieniu powstania Reinefarth otrzymał 30 września 1944 Liście Dębowe do swojego Żelaznego Krzyża.

Miał immunitet władz niemieckich oraz Aliantów.

Heinz Reinefarth (podobnie jak inni jego koledzy) zdawał sobie doskonale sprawę, że po wojnie nikt nie będzie pytał o jego brunatną przeszłość i nikt nie będzie dochodził prawdy o jego zbrodniach. Doszło do tego, że utajniono zbrodniczą przeszłość, a jego proces denazyfikacji (odpowiednik dekomunizacji) jak twierdzą nawet niemieccy historycy był zwykłą farsą. Świadkami w tym procesie byli jego brunatni koledzy z byłej SS lub NSDAP. Oczywiście został zwolniony z jakiejkolwiek odpowiedzialności za popełnione zbrodnie wojenne, a ponadto zarówno ówczesny rząd RFN, jak i władze alianckie odmówiły Polakom jego ekstradycji. Wszyscy zamknęli oczy na jego zbrodnie. Już w 1950 roku wraca do niemieckiej polityki i od razu cieszy się poparciem lokalnych władz CDU oraz ówczesnej partii niemieckich Wypędzonych (Bund der Heimatvertriebenen und Entrechteten). Wybierają go burmistrzem Westerlandu.

Pani burmistrz przerywa milczenie.

Dopiero w 2012 roku władze Szlezwiku-Holsztynu powołują specjalną komisję historyków, która ma się zająć przeszłością Heinza Reinefartha, a po 70 latach od wybuchu Powstania Warszawskiego burmistrz Westerlandu Petra Reiber postanowiła umieścić przed swoim urzędem tablicę upamiętniającą Powstanie Warszawskie oraz odkryć prawdziwe oblicze byłego burmistrza, który nie mógł być szanowanym obywatelem, gdyż był wielkim zbrodniarzem wojennym. „To jest zbrodniarz wojenny i to musi zostać ujawnione. Urząd miasta musi przyznać, że na burmistrza został w 1951 roku wybrany nazistowski zbrodniarz” – jasno powiedziała Petra Reiber, dodając, że sama pamiątkowa tablica nie wystarczy, bowiem na kawałku metalu nie da się opisać wszystkich zbrodni Reinefartha. Dlatego Petra Reiber zapowiada, że w sierpniu w 70-tą rocznicę wybuchu Powstania Warszawskiego stanie na czele delegacji wyspy Sylt, która przyjedzie do Warszawy i będzie prosić o wybaczenie i pojednanie. Zapewnienia pani burmistrz, chociaż są odważne, to jednak mogą nie dojść do skutku, bowiem nadal większość lokalnych deputowanych, oraz większość mieszkańców uznaje Heinza Reinefartha za szanowanego obywatela i na ma zamiaru psuć jego wizerunku.

Sylt to tylko czubek góry lodowej.

W północnych Niemczech po wojnie skryło się wielu nazistowskich zbrodniarzy wojennych, a „brunatny burmistrz” Westerlandu to nic nadzwyczajnego. Z podobnym skandalem mieliśmy do czynienia także na innej niemieckiej wyspie o nazwie Foehr, gdzie do 1972 roku spokojnie przez nikogo niezaczepiany za przeszłość żył inny zbrodniarz wojenny Friedrich Christiansen, na którego grobie urząd miejski do dzisiaj rokrocznie kładzie świeże kwiaty. Innym przykładem na cyniczne niemieckie podejście do nazistowskich zbrodniarzy w latach powojennych jest sprawa Hansa Hermanna Griema – zbrodniarza, komendanta kilku podobozów KL Neuengamme i KZ Dachau. Pomimo, że wszyscy wiedzieli, że mieszka pod własnym nazwiskiem w Hamburgu, prokuratura oraz policja nie mogła go odnaleźć aż do lat 70-tych. Do 1965 roku w miejscowości Ploen spokojnie leczyła dzieci pediatra Herta Oberheuser, która w obozie koncentracyjnym w Ravensbruck prowadziła pseudonaukowe eksperymenty na więźniach, a inny zbrodniarz Werner Catel, który przeprowadzał eutanazje setek upośledzonych dzieci, po wojnie był lekarzem w klinice uniwersyteckiej w Kilonii.

Czy niemiecki wymiar sprawiedliwości chronił zbrodniarzy?

W okresie powojennym RFN samodzielnie skazała jedynie około czterech procent zarejestrowanych i odnalezionych poszukiwanych zbrodniarzy hitlerowskich. Jak wynika z badań Instytutu Historii Najnowszej w Monachium po wojnie spośród około 173.000 nazistów podejrzanych o zbrodnie wojenne skazano niecałe 6.600. Z tego 12 osób otrzymało wyrok śmierci, 163 wyroki dożywocia, około 6200 różnej wielkości wyroki więzienia, a 114 osób skazano jedynie na karę grzywny. W dodatku tylko 1100 osób zostało skazanych za zbrodnie morderstwa, znakomita większość zbrodniarzy nie została nigdy sądzona przez niemiecki wymiar sprawiedliwości, a wielu z nich dożyło starości w spokoju i dobrobycie lub żyje spokojnie nadal u naszego boku.

Kto osądzał zbrodnie hitlerowskie w Niemczech?

Po klęsce III Rzeszy sądy specjalne oraz hitlerowskie prawa wyjątkowe zostały zniesione przez Sojuszniczą Radę Kontroli Niemiec (KRG – Kontrollratsgesetz). Był to organ wojskowy z siedzibą w Berlinie, działający w okresie od 1945 do 1948 roku, sprawujący władzę zwierzchnią (suwerenną) na terytorium pokonanych i okupowanych Niemiec, w imieniu rządów czterech mocarstw koalicji antyhitlerowskiej – Stanów Zjednoczonych, Wielkiej Brytanii, Francji i Związku Radzieckiego. Od 31 sierpnia 1951 roku KRG przekazała sądzenie nazistów do sądów niemieckich. Od tego momentu procesy nazistów były prowadzone przez sądy niemieckie we wszystkich przypadkach, gdy sprawcami byli obywatele niemieccy, lub jeżeli przestępstwa dokonano na niemieckim obywatelu. Odpowiedzialni za oskarżanie w takich sprawach stawali się niemieccy prokuratorzy w zależności od miejsca popełnienia czynu, albo ta prokuratura gdzie sprawca był ostatnio zameldowany.

Wygodna amnestia.

Nazistowskim zbrodniarzom z pomocą przyszły dwie amnestie, które Rząd Federalny uchwalił w 1949 i w 1954 roku. Ustawy te były korzystne nie tylko dla byłych członków SS, SA i partii nazistowskiej, na których zapadł już wyrok lub którym groziły procesy sądowe, ale także dla byłych członków Wehrmachtu, którzy dokonali zbrodni wojennych. Ogólnie amnestia objęła wszystkich zbrodniarzy wojennych, którym według niemieckiego prawa groziło do trzech lat więzienia. A to (biorąc pod uwagę zasadę postępowania w sądach, że zbrodnie nazistowskie sądzono jak zbrodnie kryminalne) mogło dotyczyć zdecydowaną większość. Amnestia była prezentem dla wielu prawdziwych zbrodniarzy. Ponadto w maju 1955 roku dopisano do traktatu z 23 października 1954 roku z Paryża protokół, w którym (art. 3 rozdział 3) jest mowa, że już raz skazani lub uniewinnieni przez sądy alianckie niemieccy zbrodniarze nie mogą być ponownie sądzeni. Oznaczało to w praktyce, że nawet gdyby odnalazłyby się dodatkowe dowody winy, to już raz uniewinnionych lub skazanych na niewielkie wyroki zbrodniarzy, nie będzie nigdy można ponownie skazać w niemieckich sądach.

Waldemar Maszewski, Hamburg